wtorek, 9 lipca 2013

ROZDZIAŁ IX, część I

- Dziękuję za miły wieczór- Cristiano pocałował Alę dwukrotnie w policzek.- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy- powiedział.
- Wzajemnie- odparła Ala uśmiechając się delikatnie.
- Dokładnie! Ja chcę powtórkę!- zawołała Sara i przytuliła Alicję.- Zabijał wzrokiem Cristiano- wyszeptała Sara wprost do ucha Ali.- Do zobaczenia- uśmiechnęła się Sara.
- Tak, dziękujemy- odparł Sergio.- Do zobaczenia, spokojnej nocy- dodał i chwytając Alę za rękę ruszyli w kierunku drzwi wyjściowych.
            - Jestem ci wdzięczny za to, że byłaś tutaj dzisiaj, ze mną- powiedział Ramos otwierając przed Alicją drzwi do samochodu.
- Cała przyjemność po mojej stronie- odparła i wsiadła do auta.
- Świetnie dogadywałaś się z Sarą- stwierdził Sergio, gdy jechali do domu. 
- Masz rację- Ala uśmiechnęła się.- Sara to wspaniała osoba.
- A co sądzisz o Marcelo?- zapytał, był bardzo ciekawy opinii Ali.
- Komuś może się wydawać infantylny- stwierdziła.- Ale według mnie jest pocieszny- zapewniła.- Jego żonie było za niego bardzo głupio, ale chyba nie potrzebnie, prawda?
- Ja jestem do niego przyzwyczajony- zaśmiał się.- Cieszę się, że go polubiłaś- uśmiechnął się i długo spoglądał na Alicję.
- Patrz na drogę!- zawołała Ala.- Uważaj, proszę- jęknęła błagalnym tonem. 

*
- Alicja...- zaczął Sergio, gdy siedzieli późną porą w salonie.- Mogę cię o coś spytać?
- Właśnie to zrobiłeś- uśmiechnęła się.- Pewnie, pewnie, pytaj...- dodała, ściągając ze stóp szpilki, co przyniosło jej ogromną ulgę.
- Jeśli nie chcesz, to nie musisz odpowiadać- zapewnił Ramos, a Alicja mając pełne usta zachęciła go do mówienia gestem dłoni .- Dlaczego zawsze każesz mi zwolnić?- spytał w końcu, a Alicja prawie się zakrztusiła.- Przepraszam, czułem, że to delikatna sprawa...- mamrotał.- Nie było pytania.
- Nie, nie...- pokręciła głową.- Minęło tyle lat, nauczyłam się o tym mówić.- powiedziała odwracają wzrok i mocno zaciskając usta. – Ale ostrzegam, że to długa historia, na pewno chcesz o tym słuchać?- Sergio kiwnął głową.- Słabo ją pamiętam- westchnęła smutno.- Wiem, że była naprawdę dobrym lekarzem, uratowała tyle ludzkich istnień. Raz coś poszło nie tak, jak należy. Straciła prawo do wykonywania zawodu. Zawsze była taka zadbana i elegancka- mówiła Ala, a jej oczy zaszły łzami, jak zawsze, gdy wspominała rodziców.- Potem nabrała w zwyczaju chodzenia po domu w nocnej, satynowej koszuli z drinkiem w ręku.
- Ala, widzę, że to jest dla ciebie trudne, nie musisz mi o tym mówić- chwycił ją za dłoń.
- Była chuda jak patyk, ale w dalszym ciągu piękna- puściła jego uwagę mimo uszu. Sergio zrozumiał, że nie należy jej przerywać. -Zawsze była opanowana, kochałam jej spokojny, aksamitny głos. Po stracie pracy stała się wrażliwa, złościło ją dosłownie wszystko. To, że Adrian odstawił szampon o centymetr dalej, albo talerz na stole i gitara taty. Tak, gitara taty. To irytowała ją najbardziej. Wiesz, gdy przebiegał po strunach gitary: A-dur, G-dur, A-dur...I śpiewał- wzięła głęboki oddech.- Pamiętam, jak tato grał ją po raz ostatni-mówiła dalej.- Mama usiadła przed telewizorem z nogami na pufie, oczywiście z drinkiem w ręce i spod ciężkich powiek oglądała telenowele. Tato zaproponował przejażdżkę, a mamie było wszystko jedno. U Adriana przesiadywali koledzy, więc zostałam pod ich opieką. Rodzice długo nie wracali-głos Alicji drżał coraz bardziej.- W nocy wpadła do nas ciocia, siostra mamy. Przytuliła mnie mocno i głośno łkając zapewniała, że wszystko się jakoś ułoży. Ja dalej nie wiedziałam, co się dzieje. Miałam osiem lat i całe moje życie legło w gruzach...- Alicja na dobre się rozkleiła, Sergio przytulił ją mocno do siebie, ale nic nie mówił, pozwoli Ali się wypłakać.- Pamiętam, że na pogrzebie było naprawdę dużo ludzi. Pełno obcych osób podchodziło do mnie i dziękowało za to, co zrobiła dla nich moja mama. Sam widzisz, była fantastyczną osobą. Ale najbardziej brakuje mi śpiewu mojego taty.
*

            - Dzień dobry- uśmiechnęła się Alicja wchodząc do salonu, w którym siedział Ramos.
- Dzień dobry- odparł Sergio.- Długo spałaś- stwierdził spoglądając na zegarek.- Masz ochotę wyjść gdzieś wieczorem?- zapytał podnosząc wzrok na Alę.
- Znowu?- zdziwiła się.- Poza tym...- zaczęła.- Jutro poniedziałek, muszę wrócić do Barcelony.
- Wcale nie musisz- zaśmiał się Sergio.- Wiem, że masz wolne.
- Skąd ty to wiesz?- zapytała i czuła, że się rumieni.- To, że mam wolne...- zaczęła.- Nie oznacza, że nie mam innych ważnych spraw do załatwienia- dodała. Ha! Wyszła z tej sytuacji obronną ręką.
- Yhym- mruknął Sergio i długo siedzieli w ciszy.
- To jak będzie?- spytała, zmęczona niezręczną ciszą, Alicja.
- Zaraz będzie leciał mój ulubiony serial!- Sergio zerwał się w poszukiwaniu pilota.- No co?- jęknął, gdy zobaczył, jak Alicja na niego spogląda.- Mogłabyś wstać? Pewnie na nim siedzisz...
- Oglądasz jakieś głupie telenowele, poważnie?- spytała wstając z fotela.
- No, tylko nie mów nikomu- zaśmiał się i puścił oczko do Alicji.


niedziela, 7 lipca 2013

PRZEPRASZAM

   Nie chcę tutaj obarczać Was moimi coraz większymi problemami rodzinnymi i zdrowotnymi  więc powiem tylko krótkie: przepraszam. Dzisiaj wyszłam ze szpitala i przyszłe tygodnie spędzę w łóżku, na szczęście w domu, więc postanowiłam, że może jednak odgrzebię to opowiadanie i poprowadzę je do końca (a przynajmniej się postaram). Zagląda tu ktoś jeszcze? Dajcie znać! 

Nie wiem jednak kiedy taki rozdział się pojawi, ale podejrzewam, że na dniach. 

sobota, 23 marca 2013

ROZDZIAŁ VIII


Witam gorąco! Jak tam po wczorajszym? Ja jestem bardzo rozczarowana! Tym bardziej, że miałam bilety na to spotkanie, ale niestety sprawy rodzinne uniemożliwiły mi  wyjazd. Chociaż w sumie, nie wiem czy mam czego żałować, jeszcze bardziej popsułabym sobie urodziny. Przepraszam również za niekomentowanie, ale brakuje mi czasu, a do pisania to nawet chęci...Tak, rozważam zawieszenie bloga... Ale póki co dość marudzenia, zapraszam na rozdział. Tak wypytywałyście o Sergio, więc proszę bardzo! Duża dawka Ramosa!
Rozdział dodałam tak szybko specjalnie z myślą o: Naya Aya :)
____________________________________________________________

            Listopadowa sobota, jak na gorącą Hiszpanię, była bardzo chłodna. Alicja leżała w salonie i oglądała ogłupiającą telenowele. Nie miała żadnych planów na ten weekend. Nie lubiła wychodzić na imprezy, a Kate i Susie miałby już zaplanowany wieczór. Carlota zresztą też, z tą tylko różnicą, że panna Fabregas siedziała nad książkami. Nagle Alicja usłyszała dźwięk telefonu.
- Nie, nie wstanę!- krzyknęła Alicja.- Mam to gdzieś!- dodała i pogłośniła telewizor.- No dobra, już, dobra!- westchnęła, gdy telefon dzwonił wciąż przez parę minut.- Kto jest tak wyjątkowo uparty?- zapytała i spojrzała na telefon. Na wyświetlaczu pojawił się obcy numer, ale Alicja mimo wszystko odebrała.- Słucham?- zapytała znudzonym głosem.
- Cześć Ala...- zaczął niepewnie Sergio.
- Kto mówi?- zapytała marszcząc brwi. 
- Sergio- odparł.- Jak żyjesz?
- Jako leci- odpowiedziała swobodnie.- A co ciebie? Coś się stało, że dzwonisz, prawda?- zapytała opierając się o blat w kuchni.
- Nie, nic się nie stało- zaprzeczył.- Chociaż właściwie tak- poprawił się po chwili.
- Wiedziałam...-westchnęła Alicja.- No, ale skoro już dzwonisz, to mów. Słucham...
- Stało się to, że Cristiano zaprosił mnie do siebie na kolację- powiedział szybko.
- Nie wnikam w wasz układ- zaśmiała się Ala.- Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać- dodała próbując powstrzymać śmiech.
- Chciałem, żebyś poszła ze mną- powiedział Ramos, puszczając mimo uszu złośliwą uwagę Polki.
- Ale jak?- zdziwiła się Alicja.- Jestem przecież w Barcelonie...
- Za tydzień- oznajmił Sergio.- Masz wolne weekendy, prawda?- zapytał.
- Prawda- potwierdziła Alicja.
- To świetnie się składa- zawołał uradowany Ramos.- Przyjadę po ciebie w piątek wieczorem, dobrze? Mam tydzień wolnego. To jak, zgadzasz się?- zapytał z nadzieją w głosie.- Chyba, że wolisz przylecieć samolotem...
- Nie wiem- odparła Alicja, nieco zszokowana.- Muszę się zastanowić.
- Ach, w porządku- westchnął zawiedziony Sergio.- Rozumiem- zapewnił.- Dasz mi znać do wtorku, dobrze?
- Dobrze.
- To trzymaj się Alicja, miłej soboty- Sergio czekał tylko na krótkie pożegnanie i już zamierzał odłożyć słuchawkę.
- Sergio, zaczekaj chwilę!- zawołała Ala.- Nie musisz czekać do wtorku. Zgadzam się, chętnie wybiorę się z tobą na kolację- uśmiechnęła się sama do siebie.


*

            - Proszę, otwarte!- zawołała Alicja słysząc pukanie do drzwi.
- Cześć- rzucił Sergio.- Trochę nieodpowiedzialne tak nie zamykać drzwi- mruknął i spojrzał na Alę, która właśnie kończyła pakować walizkę.
- Wiedziałam, że zaraz się zjawisz- zaśmiała się Alicja.- Tak w ogóle to witam- powiedziała podchodząc do niego i pocałowała go w policzek.
- A skąd ta pewność? Może właśnie za drzwiami czaił się jakiś złodziej...- mówił, a Ala zmarszczyła brwi. Wolała unikać tego tematu, Serio nie wiedział, że Maks wrócił.
- Tak, na pewno by wtedy pukał- Alicja pokiwała głową i zaśmiała się cicho licząc na to, że Sergio zmieni temat.
- Eeee...nieważne- Sergio machnął ręką i usiadł na krześle.- Dzięki, że zdecydowałaś się ze mną jechać- uśmiechnął się.
- Wiszę ci dwie przysługi- odparła.- Poza tym zawsze to jakaś miła alternatywa- dodała zapinając torbę. – W porządku, jestem już spakowana, możemy jechać.
            - Ta kolacja to z jakiejś szczególnej okazji?- zapytała Alicja, gdy oboje wsiedli do samochodu.- Boże!- Alicja uderzyła się w twarz.- Dlaczego nie spytałam cię o to wcześniej?- wyrzucała sobie.- Zaraz się okaże, że będzie pełno ludzi, których ja nawet nie znam i do nich nie pasuje. Strojem, zachowaniem i zasobnością portfela.
- Spokojnie- powiedział Sergio ruszając z parkingu.- Będzie tylko kilka osób- zapewnił.
- Możesz mi powiedzieć kto?- zapytała Ala.
- Yhym- odparł Sergio, ale długo nic nie mówił, więc Ala go szturchnęła.- Marcelo z żoną, Iker, ale sam...
- Nie będzie Sary?- zapytała smutno Alicja.- Liczyłam, że lepiej ją poznam...- westchnęła.
- Cristiano też będzie sam- powiedział Ramos.- Przyjdzie też Mesut z dziewczyną.
- Tą...- mruknęła Alicja.- Jak jej tam...- Alicja usiłowała przypomnieć sobie imię dziewczyny, poznanej na weselu. Pomagała sobie pstrykaniem pałacami, jakby to w jakiś sposób miało faktycznie zadziałać. 
- Camila- przypomniał jej Sergio.- Nie, już z nią jest.
- Wrócił do...uroczego rudzielca?- zapytała.
- Pudło- zaśmiał się.- Teraz jest z wychudzoną brunetką.
- Szaleje- mruknęła Alicja wywracają oczami.
- Chcesz kawy?- zapytał Sergio.- Zaraz muszę zatrzymać się na jakiejś stacji.
- Nie, dziękuje- odparła z uśmiechem.- Nie piję kawy- dodała, a Sergio uniósł brwi do góry.
- To może gorącej czekolady?- zaproponował.
- O!- zawołała.- To już prędzej. 


*
            - Ślicznie wyglądasz!- zawołał Ramos, gdy Alicja wyszła z pokoju gościnnego.- Nie zrozum mnie źle...Zawsze wyglądasz uroczo, ale zdecydowanie częściej powinnaś nosić sukienki- uśmiechnął się.
- Dziękuje- odparła Alicja.- Cieszę, że ci się podobammm...moja kreacja- dodała gładząc koronkową sukienkę.
- Chyba nigdy tego nie pojmę- Sergio, stojąc przed ogromnym lustrem, siłował się z krawatem. 
- Daj to, pomogę ci- Alicja podeszła do niego i szybko uporała się z krawatem.- Dlaczego właściwie go zakładasz?- zapytała.
- Żeby nie odstawać- odparł wzruszając ramionami.
- Wiesz co...- westchnęła Alicja spinając wysoko włosy.- Głupio mi trochę tam iść...
- Zostaw rozpuszczone- powiedział Sergio.- Wolę jak rozpuszczasz loki, są śliczne.
- Słuchałeś mnie w ogóle?- zapytała Alicja odwracając się do niego.
- Tak- mruknął.- Ale gadasz takie głupoty, że to zignorowałem- Sergio bawił się kluczkami od samochodu.
- Dzięki, Ramos, dzięki- zaśmiała się gorzko Alicja.
- Dlaczego miałoby być ci głupio?- zapytał Sergio unosząc brwi do góry.- Po pierwsze- wskazał na kciuka.- Idziesz jako moja osoba towarzysząca. Po drugie, Cristiano chętnie pozna „dziewczynę z wesela Ikera, która była z Xavim”- zacytował.- Po trzecie...Sara jednak będzie. Więc sama widzisz- wzruszył ramionami.- Musisz iść. Poza tym i tak nie masz wyboru- uśmiechnął się.- No to jak? Gotowa?- zapytał, a Alicja kiwnęła głową.- W takim razie chodźmy- powiedział i wziął Alicję pod rękę.



*
            - Jesteście parą?- zapytał Marcelo, gdy siódemką siedzieli w ogromnej, ale przytulnej jadalni Cristiano.
- Marcelo!- jęknęła jego żona odkładając sztućce.- Miejże trochę taktu! 
- No co?- oburzył się.- Tylko pytam- dodał, biorąc łyk wina.
- Nie, nie jesteśmy parą- odparła Alicja spokojnie.
- Dlaczego nie przyszliście razem na ślub Ikera?- wypytywał dalej Marcelo, ani trochę nie przejął się uwagami żony.
- Kochanie, prosiłam- warknęła małżonka Marcelo.- Nie drąż tematu.
- A przestań- Marcelo machnął ręką.- Ja pytam z czystej ciekawość, skarbie. 
- To proste- odpowiedziała Alicja.- Pierwszy zaprosił mnie Xavi.
- No widzisz Ramos- Marcelo zacmokał w stronę Sergio.- Wystarczyło spytać, kochasiu- powiedział beztrosko.- Gdzie ten Mesut?- zapytał zmieniając temat.- W ogóle się zjawi? Jestem ciekawy, jaką tym razem przyprowadzi...
- Marcelo, obiecaj mi tylko, że nie będziesz wygłaszał przy stole złośliwych uwag, dobrze? Nie rób przykrości Mesutowi i dziewczynie, która z nim przyjdzie. Obiecasz mi to?- Clarisse spojrzała na swojego ukochana z nadzieją.
- Jeśli przyjdzie z nim jakąś sympatyczna osobą, to oczywiście, że nie będę- zapewnił.- Na przykład, jeśli taka jak Ala- Marcelo wskazał na Polkę, a Alicja uśmiechnęła się mimowolnie. 
            - Boże, za kogo ja wyszłam?- Clarisse ukryła twarz w dłoniach, gdy przy stole siedziały już tylko kobiety.
- Marcelo jest pocieszny- uśmiechnęła się Ala.
- Czasem nie pomyśli a powie- westchnęła.- Co ja mówię! On nigdy nie myśli, a jadaczka mu się nie zamyka- zaśmiała się gorzko.- Mam nadzieję, że cię nie uraził wypytaniem o to, co jest pomiędzy tobą i Sergio...
- Nie, jest w porządku- zapewniła Ala.
- Nawiasem mówiąc, ale on na ciebie patrzy!- zawołała Sara.- Cały czas!
- Ale że niby kto?- zdziwiła się Ala, upewniając się, że żaden z piłkarz nie słyszały ich rozmowy.
- No Sergio, a kto?!- zaśmiała się wesoło.- Myślałam, że uderzy Mesuta, gdy zaczął prawić ci komplementy. Jest o ciebie cholernie zazdrosny, widać to- mówiła machając przy tym głową.
- Ona ma rację- Clarisse potwierdziła.- Nie mógł oderwać od ciebie wzroku!- dodała i wzięła łyk wytrawnego wina. 

piątek, 8 marca 2013

ROZDZIAŁ VII


Cześć, jak się macie? Jak kobity obchodziły ten szczególny dzień? Moi przyjaciele spowodowali, że to był najlepszy "Dzień Kobiet" ever! Mam nadzieję, że Wam również minął ten 8 marca na samych przyjemnościach: ) Ale nie przedłużając zapraszam na siódemeczkę ( o zgrozo, nie dodałam nic w lutym!)         
______________________________________________________________    

            - Cesc!- wołała Alicja biegnąc po schodach.- Cesc, zaczekaj na mnie!- krzyczała nie zwracając uwagi na ludzi.
- Dzięki Ala!- zawołał unosząc ją do góry.- Jesteś wielka- pocałował ją w policzek.
- Postaw mnie na ziemię, głupku!- zaśmiała się.- No już!- zażądała.- Poza tym ja nic nie zrobiłam. Byłeś niewinny, przyszedłeś tam po siostrę. A wiesz, ja wierzę w sprawiedliwość- uśmiechnęła się.- Tej gówniarze zależało tylko i wyłącznie na rozgłosie.  
- No i może jeszcze na moich pieniądzach- dodał wykrzywiając usta w grymasie.
- Nie ujrzy ani centa- odparła Alicja.- Jeszcze odpowie przed sądem za składanie fałszywych zeznań...
- Słuchaj, ja nie chcę jej ukarać, nie jestem mściwy- powiedział Cesc otwierając potężne drzwi i puszczając Alicję przodem.
- Wiem, ale takie jest prawo- odparł zakładając okulary przeciwsłoneczne.- Wiesz, tęsknię trochę za jesienią- mówiła, gdy szli w stronę restauracji.- Jest październik, według mnie w Polsce jest teraz naprawdę pięknie- uśmiechnęła się na samą myśl o domu w ojczyźnie.
- To co się tu trzyma?- zapytał.- Weź urlop i jedź, należy ci się- zapewnił.
- Nie, nie, nie mogę- pokręciła głową.- Może na wakacjach...
- A święta?- zapytał.- Chyba nie będziesz ich spędzać sama?- oburzył się.- Przyjaźnisz się z Carlotą od lat, ze mną może nieco krócej, ale też- uśmiechnął się.- Zapraszam cię do nas na święta!- zawołał wesoło.
- Nie, Cesc, nie mogę...
- Nie przyjmuję odmowy!
- Musisz przyjąć, ale bez obaw, nie spędzę świąt sama- uśmiechnęła się.- Ciocia, która wychowała mnie i mojego brata przyjeżdża do Hiszpanii. Mój brat i jego narzeczona także będą- dodała.- Więc sam widzisz...
*
            - Czemu nie jesz?- Ala szturchnęła Cesca.- Nie jesteś głodny?- zapytała.
- Wiesz co...- zaczął.- Mam wyrzuty sumienia.
- Dlaczego?- zdziwiła się Ala.- Zrobiłeś coś nie tak?
- Chodzi o tą Caroline...
- Przecież od niej to się wszystko zaczęło- mruknęła Alicja.- Znaczy nie mam jej tego za złe, skąd miała wiedzieć, że jakaś bezmózga małolata zechce to wykorzystać...
- Wiesz, jak szukałem na tej imprezie Carlotę, no nie? To ja byłem wtedy w tym pokoju, a zaraz po tym jak z niego wyszedłem to ten chłopak zgwałcił Caroline- westchnął.
- Skąd miałeś o to wiedzieć? To nie jest twoja wina, przestań. Caroline...Och, no wiesz czym się zajmowała. Uwierz, ona czuje się już lepiej. Dostała ogromne odszkodowanie, już nie musi się szmacić. A Amando spędzi ładne kilka lat w więzieniu. Tam będą wiedzieć, jak się nim zając- uśmiechnęła się pod nosem.- A ty...- Ala położyła swoją dłoń na dłoni Cesca.- Ty się nie przejmuj, jasne? 

*
- Boże, znowu to samo- westchnęła Alicja przeglądając gazetę. Na okładce widniało ich wspólne zdjęcie. Ktoś uwiecznił moment, gdy będąc w restauracji trzymali się za ręce.
- Daj spokój- zaśmiał się Cesc, który leżał na kanapie.- Doszukują się taniej sensacji- dodał.- Czekaj, czekaj dopiero się zacznie, jak zrobią nam zdjęcia podczas weekendu.
- Dobrze, że będzie tam Andres z Anną, Xavi i Carlota- odparła.- Właśnie, Cesc, nawet ci nie podziękowałam za zaproszenie.
- To raczej ja powinienem podziękować ci za to, że w ogóle się zgodziłaś- powiedział.- Zobaczysz będziemy się świetnie bawić- dodał.
- Nie jestem przyzwyczajona do wakacji w środku jesienni- oznajmiła.- Ale masz rację, na pewno będzie fajnie- dodała uśmiechając się lekko.- Szkoda tylko, że Pique nie jedzie z nami...- mruknęła smutno.
- Shak zobowiązuje- zaśmiał się pod nosem.- A tam, na pewno jeszcze kiedyś się z nami wybierze- dodał.- Już gotowa?- zapytał wstając z kanapy.- To idziemy- chwycił walizkę Alicji i oboje wyszli z domu. 

*
            - Andres, spakowałeś balsamy?- zaśmiał się Fabregas, gdy siedzieli na hali odlotów.- No wiesz, twoja delikatna skóra wymaga specjalnego zabezpieczenia- dodał, a Iniesta spojrzał na niego spod byka. 
- Niczym pupcia niemowlęcia- dodała Xavi jedząc czekoladowego batonika.
- Czuję, że zaraz zwymiotuję- mruknęła Carlota, a Xavi odłożył słodkość.
- Siostra, w ciąży jesteś?- gwizdnął Cesc, a potem zaśmiał się głośno.- Chociaż nie- dodał po chwili.- Żeby zajść w ciążę, trzeba najpierw...
- Boję się latać, idioto- warknęła Carlota rzucając w Cesca pustym kubkiem po kawie, ale chybiła.- Naprawdę przez te wszystkie lata, nie zdążyłeś tego zauważyć?
- Zeeez!- zawołał Fabregas podnosząc kubek.- Chodźcie!- zawołał.-  Nie chcę być na końcu.
- Boże, co za półgłówek- mruknęła Carlota.- Przecież masz zarezerwowane miejsca, nikt ci ich nie zajmie- dodała z pogardą spoglądając na starszego brata.- Mówiłam już, za jakiego idiotę cię mam?

*
            - Przestań!- krzyczała Alicja.- Cesc, natychmiast mnie postaw!- próbowała się uwolnić, ale nic z tego, Cesc trzymał ją mocno.
- Nic z tego!- zaśmiał się i szedł coraz głębiej.- Albo jako sobie panienka Alicja życzy...
- Ja nie umiem pływać idioto!- zapiszczała.- Cesc, błagam cię, odnieś mnie na brzeg!- zażądała.- Cesc...Cesc, najcudowniejszy człowieku na całym świecie bądź tak łaskawy i zawróć!- mówiła mocno trzymając Fabregasa.- Carlota ma rację!- warknęła.- Idiota.
- Przed chwilą byłem najcudowniejszym człowiekiem!- oburzył się.
- Ale teraz jestem bezpieczna- odparła.- Na brzegu!- dodała i odwróciła się. Po chwili poczuła jednak, że coś, a raczej ktoś, chwyta ją za nogi.- Cesc!- wydarła się, po czym upadła, opijając się przy tym słonej, morskiej wody.- Ile razy mam ci mówić, żebyś zostawił mnie w spokoju?!- krzyczała, gdy z powrotem stanęła na nogi. Cesc nie bardzo się tym przejął, przeciwnie, ochlapał ją. - Teraz to przesadziłeś!- warknęła i ruszyła za nim.
            - Nie uważacie, że wyglądają słodko?- zapytała Anna spoglądając na swojego męża, Carlotę i Xaviego.- Pasują do siebie- dodała uśmiechając się przy tym.
- Nie- odparli równocześnie.
- Nie znacie się- machnęła ręką i przytuliła się mocniej do Andresa.
- Ala jest mądrą osóbką- oznajmiła siostra Fabregasa.- Nie wybrałaby mojego brata- zaśmiała się.- Poza tym chyba ma kogoś na oku- dodała, ale natychmiast zasłoniła usta dłonią.- Wygadałam się- wywróciła teatralnie oczami.  
- Kogo?- zdziwił się Xavi popijając drinka.
- Nie wiem- Carlota wzruszyła ramionami.- Nie chciała mi powiedzieć- dodała.- I chyba dobrze zrobiła- zaśmiała się cicho.
- A kiedy ci cokolwiek o tym wspominała?- zainteresowała się Anna.
- Nie pamiętam. Jakiś czas temu byłam u niej, razem z taką Kate- Carlota wzdrygnęła się na samą myśl o niej.- Dziwna ta dziewczyna. Nie polubiłam jej.


*
            - Xavi, nie pij tyle- powiedziała Alicja z troską w głosie.
- Jestem na wakacjach- oburzył się.
- No nie całkiem, jesteśmy tutaj tylko na trzy dni, pamiętasz jeszcze?- zaśmiała się cicho.- No już- wyciągnęła rękę.- Oddaj tą butelkę i idź lepiej spać. Ledwo kontaktujesz.
- I po to przez półtora godziny umierałam ze strachu, aby być tutaj tylko siedemdziesiąt dwie godziny?- westchnęła Carlota po chwili, kładąc się na hamaku.
- Wyższa matematyka, siostra- odezwał się Cesc wchodząc na taras.
- A ty tutaj czego?- zapytała Carlota podnosząc głowę.- A było już tak miło.
- Ala woli na pewno spędzać czas ze mną- Cesc nachylił się nad Polką i pocałował ją w policzek.- Xavi wpadł do mojej sypialni i położył się na łóżko. Nie miałem serca biedaka uświadomić, że jego pokój jest piętro wyżej- zaśmiał się.- A gdzie Iniesta i Anna?
- Wybrali się na romantyczny spacer po plaży- uśmiechnęła się Alicja.
- Piłaś?- zdziwił się Cesc.
- Nie rozumiem?- Ala spojrzała na niego zdziwiona.
- Trzymasz w ręce- Cesc wskazał głową na butelkę.
- To Xaviego- odparła odstawiając ją na stół.
- Nie wiedziałem, że Iniesta to taki romantyk- Cesc szydził z przyjaciela.- A tu proszę. Romantyczny spacer z ukochaną małżonką- dodał opierając się na barierkę i spoglądał na morze.
- Nie jest takim prostakiem jak ty, kochany braciszku- powiedziała Carlota, a Alicja zaśmiała się cicho pod nosem.
- Gdybym miał ukochaną też bym zabierał ją na takie spacerki, potem winko i takie tam- odparł.
- Jasne- zaśmiała się Carlota.- To sobie kogoś znajdź! Chociaż, która by cię tam chciała!- zawołała. Carlota cały czas miała przymknięte oczy, więc nie widziała, że zbliża się do niej Cesc.
- Lepiej pilnuj siebie, wstrętna babo. Takich wrednych to nikt nigdy nie chce!- zawołał i zrzucił Carlotę z hamaku.
- Jesteś debilem- oznajmiła Carlota.- Zapłacisz mi za to!- pogroziła palcem w jego kierunku.- Chodź no tutaj!- krzyknęła, ale Cesc przeskoczył barierkę i pobiegł w stronę morza. Później było już tylko słychać wrzaski i piski Fabregasa dochodzące z plaży. 

czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział VI



- Sergio, do reszty zgłupiałeś?- westchnęła Alicja szukając w szufladzie opatrunków.- Mogłeś sobie darować...
- Miałem nic nie robić?- zapytał oburzony.- To chyba ty zgłupiałaś...
- Dałby mi w końcu spokój...Pewnie i tak miał zamiar wrócić niedługo do Polski- powiedziała Alicja nachylając się nad Ramosem.
- Owszem, teraz na pewno da ci spokój!- powiedział z dumą w głosie.- Ala, ostrożnie!- syknął z bólu.
- To przestań się wiercić. Nieźle ci rozwalił ten łuk brwiowy- westchnęła.- Dobra, i tak dalej jesteś piękny- dodała widząc jego wzrok.- Mój ty bohaterze- cmoknęła go w policzek.
- Mogę poprosić o coś do picia?
- No pewnie- kiwnęła głową i poszła w stronę lodówki.- A właściwie co ty tutaj robisz?- zapytała.
- Po prostu jestem, to źle?- spytał  z udawanym wyrzutem odwracając wzrok.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Krążysz tak bez celu między Madrytem a Barceloną?- zapytała stawiając przed Sergio szklankę z sokiem.
-  Mój ulubiony- stwierdził zadowolony.
- Według mnie ohydny, nienawidzę pomarańczy- wzdrygnęła się Alicja.
- To skąd go masz w lodówce? Wiedziałaś, że będę, co?- zapytała znacząco unosząc brwi do góry.
- Jasne, kupiłam go specjalnie dla ciebie. Co z tego, że nie wiedziałam, jaki lubisz- zaśmiała się.- A tak poważnie, dopiero co wróciłam z lotniska. Patrycja u mnie była...
- Często u ciebie bywa...-stwierdził.
- A to dlatego, że ja nie bardzo mogę przyjeżdżać do Polski...
- Nie tęsknisz za rodziną?- zapytał Sergio odstawiając na blat pustą szklankę.
- Ze starszym bratem rozmawiam codziennie rano- uśmiechnęła się na samą myśl o nim.- Chcesz jeszcze?- zapytała Alicja wskazując głową w stronę szklanki, a Sergio kiwnął głową.- Właściwie dalej nie odpowiedziałeś mi na pytanie...
- Pewnie i tak mi nie uwierzysz- zaczął.
- Pozwól, że ja o tym zadecyduje...- powiedziała podając Ramosowi napój.
- Zadzwoniła do mnie twoja znajoma...
- Patrycja? Ale jak, skoro ona nie zna hiszpańskiego?- zdziwiła się Ala.- I skąd miała twój numer? Grzebała w moim telefonie!- warknęła rozzłoszczona.
- Nie, przedstawiła się jako Kate. Miała dziwny akcent- powiedział.- Powiedziała, że od dwóch tygodniu nachodzi cię twój były...
- Więc ty postanowiłeś spakować manatki i przyjechać do Katalonii, aby zgrywać bohatera...
- Wiedziałem, że nie uwierzysz- westchnął zrezygnowany.
- Sergio, nie o to chodzi. Jestem wdzięczna, że tutaj jesteś...- mówiła powoli.- Ale co właściwie zamierzałeś zrobić? Akurat mieliśmy szczęście, że dzisiaj też tutaj przyszedł...
- Jeśli mam być szczerzy, to nie miałem planu- wzruszył ramionami.
- Sergio, przecież dałabym sobie radę. Odpuściłby, zawsze odpuszcza po jakimś czasie...
- Ale wraca- stwierdził gorzko.  

*
            Alicja wzięła jeden wolny dzień, tuż przed ważną rozprawą. Nie martwiła się jednak ani trochę, świetnie się do niej przygotowała. Była wręcz przekonana o wygranej. Siedziała na tarasie i piła chłody sok. Wystawiła twarz ku słońcu, tak bardzo lubiła ciepłe promyki. Miała dużo czasu na przemyślenia...
            Analizowała wczorajszy dzień. Sergio zjawił się ni stąd ni zowąd i pobił Maksa, który kręcił się pod kamienicą zamieszkiwaną przez Polkę. Alicja w ramach rekompensaty zaproponowała wyjście do kina, ale uznali, że lepiej obejrzeć coś  w domu. Uniknęli ciekawskich oczu i inwazji paparazzi. Później został na noc, ale spał w pokoju gościnnym. Czysto przyjacielskie relacje. Alicja sama nie wiedziała co ich łączy, a właściwie, czy cokolwiek ich w ogóle łączy.
            Z przemyśleń wyrwał ją dzwonek do drzwi. Była przekonana, że to Kate albo Susie. Chłopcy szykowali się do meczu, tak jej się przynajmniej wydawało, a Carlota siedziała nad książkami. Patrycja lubiła jej robić takie niespodzianki, ale blondynka dopiero co wyleciała z Hiszpanii.
            - Mam nadzieję, że nie zostałem twojego kolegi?- syknął Maks i szeroko otworzył drzwi. Alicja nie miała siły ich zatrzasnąć. Maks zdążył wejść do środka.- Nie myśl, że nie wiem kto to był- zaśmiał się gorzko.- Nieźle się tutaj urządziłaś- stwierdził rozglądając się po mieszkaniu.- Przytulny apartament, dobra praca, sławi przyjaciele i nowy romans- mówił.- Szkoda by było, gdybyś to wszystko straciła...
- Czego ty ode mnie chcesz?- warknęła zakładając ręce na piersi.
- Wrócisz do Polski- zażądał.- Wrócisz do mnie.
- Jesteś śmieszny- Alicja wybuchnęła śmiechem, nie mogła się powstrzymać.- Jesteś ostatnią osobą, dla której wróciłabym do kraju, słyszysz?- krzyknęła.- A teraz bądź tak łaskaw i opuść mój dom- warknęła.
- Teraz to ty jesteś śmieszna- mówił zbliżając się do niej.- Chyba nie chcesz, aby ktoś zrobił ci krzywdę, prawda?- powiedział chwytając ją za nadgarstki.- Aby ktoś zrobił z twarzą to, co z moją zrobił twój kochaś?- zaśmiał się gorzko.- Będziesz posłuszna, skarbie- szepnął jej wprost do ucha. Prawą ręką mocno ściskał jej nadgarstek, a prawą chwycił za pośladek.
            Alicja była przerażona. Usłyszała śmiechy na korytarzu. Modliła się w duchu, aby to ktoś do niej, chociaż nikogo się nie spodziewała. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie mogła krzyczeć, Maks zasłonił jej usta dłonią i nasłuchiwał głosów.
            - Fabregas! Zachowuj się, nie wychodzisz do siebie!- krzyczał za nim Xavi, biegnąc po schodach. 
- Co to do cholery?!- krzyknął Cesc, widząc przyciśniętą Alicję do ściany.- Puść ją!- warknął Fabregas biegnąć w stronę Alicji.- Sukinsynie!- krzyczał. Maks puścił Alicję zdezorientowany. Roztrzęsiona Polka podbiegła w stronę Pique, który stał jak wryty w drzwiach i mocno się do niego przytuliła. Xavi w tym momencie uderzył Maksa w twarz, a zaraz po tym dołożył mu jeszcze Fabregas.
- Dzwoń na policję!- krzyknął Pique.- Nie puszczaj go Fabregas!- zawołał niebieskooki.- No dzwoń, Xavi, dzwoń!  

*

- Wszystko w porządku?- zapytał Pique klękając przed Alicję, która siedziała na kanapie.- Dlaczego go wpuściłaś do środka?- dopytywał przyciszonym głosem.
- Skąd miała wiedzieć, że gość zacznie się do niej dobierać?!- krzyknął Fabregas.- Co za sukinsyn...
- Zamknij mordę, Cesc- warknął Pique w stronę przyjaciela.- To ja rozmawiam z Alą- upomniał go.
- Dajcie jej spokój- powiedział Xavi siadając obok Alicji.- Trzymaj- podał jej kubek z gorącym napojem.- Będzie chciała, to z nami pogada- stwierdził.
- Wyobraź sobie, że chcę się dowiedzieć, czegoś więcej- warknął Pique.- To jak? Powiesz wujkowi Pique?- spojrzał na nią.
- Niech się wujek Geri nie martwi- odparła Alicja całując go w czoło.- Dziękuje, że przyszliście- powiedziała ściskając dłoń Xaviego.- Tobie, Cesc też bardzo dziękuje- powiedziała uśmiechając się blado. – Nie wiem, co gdyby nie wy...
- Ale skoro on był już tutaj wcześniej...
- Ramos obił mu twarz- odparła.- Zresztą widzieliście efekty- dodała, ale natychmiast zakryła usta dłonią.
- Kto?!- wykrzyczał Pique, który wstał i zaczął krążyć po salonie.
- Ramos- powtórzyła cicho.- Był tutaj wczoraj...
- Co on tutaj do cholery robił?!- zdziwił się Geri.
- Długa historia- mruknęła Alicja.- Naprawdę, nie mam siły, Geri. Nie dziś- pokręciła głową.
- Może lepiej się już połóż, co?- zapytał z troską w głosie Xavi.- Jeśli chcesz, któryś z nas może z Tobą zostać. Pośpi w salonie, albo gościnnym- powiedział.
- Naprawdę?- Alicja spojrzała na Xaviego.- Byłabym wdzięczna. 

*
            Późno w nocy Alicja, nie mogąc zasnąć, leżała w sypialni.  Obok niej, na podłodze, leżał Pique. Nie spał, ale nie sądził, że jego przyjaciółka również nie śpi.
- Ten frajer nic dobrze nie potrafi zrobić- mamrotał wściekły.
- Geri...- jęknęła cicho Ala.
- Tak, skarbie?- spytał natychmiast podnosząc się z ziemi.- Obudziłem cię?- zapytał zaniepokojony.
- Nie, Geri, nie obudziłeś- mówiła.- Cały czas nie śpię.
- Więc o co chodzi?- demonstracyjnie podrapał się po głowie.
- Odpuść- poprosiła.- Daj spokój, przecież to nie jest wina Sergio- tłumaczyła całkiem spokojnie.
- Dlaczego nie zadzwoniliście na policję od razu?- zapytał Pique siadając na łóżku obok Alicji.
- Geri, to jest skomplikowane- westchnęła ciężko Alicja również siadając.
- Co jest w tym takiego skomplikowanego?- jęknął wywracając niebieskimi oczyma.
- Długa historia- myślała, że tym go zbędzie.
-  Mamy sporo czasu- powiedział, nie dając za wygraną.- Jak znam życie pewnie wcale nie taka długa.  
- No dobrze, niech ci będzie. Co chcesz wiedzieć?- zapytała zrezygnowana.
- Wszystko- odparł usatysfakcjonowany. 
- Nie wiem od czego zacząć...Tak czy inaczej dziwnie będzie siedzieć po tej drugiej stronie- powiedziała, ale Pique chyba nie zrozumiał.- W sądzie- wyjaśniła, a Geri mruknął coś w stylu: „domyśliłem się przecież”, ale nie przerywał.- Wiesz, nie chciałam wnosić wcześniej oskarżenia, bo...w przeszłości byłam z nim związana.
- Sentymenty...?- zapytał, ale brzmiało to raczej jak stwierdzenie, a Ala kiwnęła głową i osunęła się na poduszkę.- Rozumiem, że nie było kolorowo.
- Nawet nie wiesz, jakie to wszystko z czasem stawało się okropne- westchnęła ciężko.
- Teraz będzie już tylko lepiej- uśmiechnął się, a Alicja odwzajemniła uśmiech.
- Wiesz Geri, że jesteś moim najlepszym przyjacielem? Ale teraz chodźmy już spać, wskakuj obok mnie. Jutro mam ważną sprawę do załatwienia, więc dobranoc- powiedziała i przykryła się kocem.  
- Też cię kocham- pocałował ją w czoło- Nie musisz mówić więcej. Dobranoc, śpij dobrze.





poniedziałek, 21 stycznia 2013

ROZDZIAŁ V



- Ala, jesteśmy zajebiści!- krzyknął Cesc, gdy późnym wieczorem stali na tarasie.
- Nie drzyj się tak, matole- Ala mocno szturchnęła Cesa i roześmiałam się.- Ale faktycznie, nieźle sobie dzisiaj poradziłeś- zapewniła.- Byłbyś dobrym ojcem- dodała po chwili zastanowienia.
- Oj, nie było w twoim głosie przekonania- pokręcił głową.- Nawet wyczuwałem nutkę wątpliwości- uniósł brew do góry, jak to miał w zwyczaju.
- No wiesz...- westchnęła Ala.- Niewiele brakował, a udusiłbyś biedną Olayę.
- Bo ona jest taka mała!- jęknął.
- Nie przesadzaj, ma już ponad trzy latka! Zdradzę ci sekret. Noworodki i niemowlaki są jeszcze mniejsze- uśmiechnęła się.
- Zostań na noc- zaproponował Fabregas ni stąd ni zowąd.
- Kpisz sobie, chłopcze?- Ala uniosła jedną brew do góry.
- No daj spokój, pooglądamy jakieś fajne filmy. Pościelę ci w gościnnym- zapewnił.- No nie bądź taka, Ala. Nie mam ochoty dzisiaj siedzieć sam.
- To idź do klubu- powiedziała.- Ja tam zaraz zbieram się do domu.
- No proszę. Rano będę chodził na paluszkach, będziesz mogła spać, ile chcesz- starał się brzmieć przekonująco.
- No skoro tak ładnie prosisz- roześmiała się.- W porządku, zostanę- dodała.- Ale bez jakiś głupich akcji w nocy, dobrze?- Ala pogroziła Fabregasowi palcem.

*
            - Fabregas!- wydarła się Alicja, ale zagłuszyło ją radio.- Jeśli to jest te twoje: „będę chodził na paluszkach”- rzuciła w jego stronę wchodząc do kuchni.
- I’m sexy and I know it!- zaśpiewał Cesc i zatańczył wokół Alicji.
- Cesc...- jęknęła bezradnie.
- Jak się spało?- zawołał Cesc.- Co zjesz na śniadanie?- zapytał wyłączając radio.
- Gdybyś mnie nie obudził swoim śpiewem...Wiesz, właściwie nie jestem głodna. Zrób mi proszę herbatę i zaraz zmykam...- poprosiła.
- Dzięki- uśmiechnęła się Alicja, gdy Cesc postawił przed nią kubek z herbatą.
- To co, zgodzisz się?- zagaił Cesc.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł...-westchnęła Ala przypominając sobie wczorajszą rozmowę.
- Czemu?- posmutniał.- Xavi sam nie wie z kim ma pójść. A zjawić się na tym ślubie musi, to pewne.
- Nie znam ani Ikera, ani Sary. Nie, przykro mi, ale nie będę mu towarzyszyć...-powiedziała Alicja i wzięła łyk herbaty.
- Sergio...- mruknął Cesc, a Alicja prawie zakrztusiła się napojem.
- Co proszę?- wydukała, wybałuszając oczy.
- Nie jestem tak głupi, na jakiego wyglądam...Widziałem was- Cesc uśmiechnął się triumfalnie.
- Cesc, ja to mogę wyjaśnić...- zaczęła tłumaczyć się Alicja, chociaż w rzeczywistości nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Ala, jesteś dorosła. To twoje życie, z niczego przecież nie musisz mi się tłumaczyć.
- Ale...
- Myślisz, że go nie lubię? Na murawie każdy broni swoich braw, ale...Hej, nie zapominaj o reprezentacji!- zawołał.
- Nie pójdę- warknęła szorstko Alicja i dalej piła ciepły napój.
- Twój wybór- westchnął ciężko Cesc i długo wpatrywał się w herbatę Alicji.
- Niech ci będzie, zrobię to- jęknęła w końcu.- Lubię Xaviego, nie chcę go zawieść.
- Dobra z ciebie dziewczynka- zacmokał Cesc.

*

-Alicja? Co ty tutaj robisz? Nie wydaję mi się, żeby Iker...- zaczął Sergio, gdy oboje stali tuż obok drzwi wyjściowych.
- Jestem tutaj z Xavim- przerwała mu.
- Razem?- posmutniał nieco, ale natychmiast się zreflektował.- I chcesz mi powiedzieć, że katalońskie szmatławce jeszcze tego nie rozdmuchały?- zakpił.
- Skąd wiesz? Czytasz katalońską prasę? Czyżbyś śledził życie w Barcelonie?- zaśmiała się gorzko.- Nie, nie jesteśmy z Xavim parą, jeśli o to ci chodziło. Czy to już wszystko, mogę już iść?- zwinnie wywinęła się Ramosowi.
- Do zobaczenia w środę na meczu!- zawołał za nią.- Mam nadzieję, że zasiądziesz na trybunach!
- Mam sporo pracy, jeszcze dziś wracam do domu- powiedziała Alicja odwracając się na chwilę. Przez chwilę nieuwagi wpadła na jakaś dziewczynę.
- Przepraszam panią bardzo- jęknęła widząc wściekłą minę kobiety stojącej naprzeciwko. Natychmiast obok nich zjawił się Ramos.
- Nic nie szkodzi- ku zaskoczeni Alicji, ciemnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- To moja siostra, Miri- zwrócił się do Alicji Sergio.- A to moja...znajoma, Alicja.
- Miło mi cię poznać.- Miri uścisnęła dłoń Alicji.- Słuchaj bracie, dzwoniła opiekunka, Daniella czuje się coraz gorzej. Wracam do hotelu- pocałowała brata w policzek.-   Te amo. Bawcie się dobrze- uśmiechnęła się jeszcze raz i pobiegła w stronę wyjścia.
- Hej, Miri!- zawołał za nią Ramos.- Mogłem ją podwieźć, tym bardziej, że chodzi o...
- Faktycznie, prasa ma rację, dobry wujek z ciebie- uśmiechnęła się Alicja rozczulona widokiem przejętego Sergio.
- O, barcelońskie gazety piszą o moim życiu prywatnym?- zainteresował się.
- Nie, gdyby pisały wiedziałbyś o tym doskonale, w końcu śledzisz je na bieżąco- odgryzła się.- My tu sobie urządzamy pogaduszki, a gdzie twoja partnerka?
- Właśnie wyszła.
- Przyszedłeś tutaj z siostrą?- zdziwiła się.
- Miri i Iker bardzo się lubią. Mąż mojej siostry został w domu, więc stwierdziliśmy, że pójdziemy razem- wzruszył ramionami.
- Rozumiem- odparła spoglądając na zegarek.
- Śpieszy ci się?- zapytał Sergio.
- Xavi miał odwieźć mnie na lotnisko- jęknęła.- Pewnie zapomniał i zalał się w trzy dupy- ze złości zacisnęła pięść.
- Pewnie teraz tańczy półnagi na stole- zaśmiał się Sergio.
- Gdyby był tutaj Pique i Fabregas wcale nie zdziwiłby mnie takie scenariusz- mruknęła Alicja, a Sergio spojrzał na nią pytająco.- Nie wnikaj, lepiej dla nas wszystkich- machnęła ręką.
- Poważnie nie możesz zostać tych trzech dni do meczu?- zapytał z nadzieją w głosie, chociaż wcale tego nie chciał.
- Naprawdę, terminy mnie gonią, mam nóż na gardle- powiedziała.- Cholera, idę go poszukać!- krzyknęła zdenerwowana.
- Ja cię mogę zawieść- Sergio chwycił Alę za rękę, gdy ta już odchodziła.- Nie przerywaj dobrej zabawy Xaviemu, na pewno jest już pijany.
- Tak czy inaczej muszę mu powiedzieć, że wychodzę- stwierdziła.
- Hej, Camila!- zawołał Sergio, gdy mijała ich jakaś dziewczyna.- Powiesz Xaviemu, żeby się nie martwił? Przekaż mu, że Alicja jest w dobrych rękach- powiedział.
- Nie wiem, czy cokolwiek do niego dotrze- uśmiechnęła się zawadiacko.
- Powiedz proszę, że nie tańczy na stole- jęknęła Alicja i wniosła dłonie ku górze.
- Nie jest w tym sam, pan młody jest już nieźle wstawiony- zaśmiała się i poszła w stronę toalety.
- Wyślę mu sms- mruknęła Alicja.- Chodź, jeszcze muszę wstąpić do hotelu.

*
            - Jestem Twoim dłużnikiem Sergio- powiedziała Ala, gdy wsiadła do samochodu.- A Xaviego zabiję.
- To jest karalne, wiesz?- zaśmiał się.
- Nie ucz ojca, jak dzieci robić- odparła.- Co to była za...Camila?- zapytała zmieniając temat.
- Nowa dziewczyna Mesuta- odparł.- Wiesz jeszcze tydzień temu był z takim przemiłym rudzielcem. Naprawdę fajna dziewczyna, bardzo pozytywna. Rzekomo był zakochany, no cóż... Nie potrwało to długo, jak zawsze- wzruszył ramionami.- A co, nie przypadła ci do gustu?- zapytał spoglądając kątem oka na Alicję.
- Powiedzmy, że...- zaczęła.- Zademonstruję- dodała i po chwili udawała, że wymiotuje.
- Ach tak, odruch wymiotny- przytaknął.- Też za nią nie przepadam...- dodał śmiejąc się.  – Wiesz co, Ala? Chyba źle zaczęliśmy...
- Też tak myślę- kiwnęła głową.
- Ja normalnie nie jestem taki jak...
- Rozumiem- Ala namiętnie miętosiła róg sukienki.- Wiem, co chcesz powiedzieć- zapewniła.- Ja też taka nie jestem...Po prostu spotykaliśmy się w  nieodpowiednim czasie...
- W nieodpowiednim miejscu- dodał Sergio zjeżdżając na pobocze.
- Dlaczego się zatrzymujesz?- zdziwiła się Alicja i spojrzała podejrzliwie na Hiszpana.- Sergio?
- Tak- potwierdził.- Mam na imię Sergio, miło mi- podał jej rękę i mrugnął porozumiewawczo.
- Rozumiem- szepnęła cicho Ala i odkaszlnęła.- Miło mi, Sergio- uścisnęła jego dłoń.- Mam na imię Alicja, ale mów mi Ala- uśmiechnęła się delikatnie.

*

- Proszę wejść- zawołała Alicja słysząc pukanie do drzwi.
- Pani Isabell prosiła mnie, żebym to pani przekazała- powiedziała młoda hiszpanka kładąc plik dokumentów przed Alicją.- Prosiła też, aby przejrzała pani te dokumenty, najszybciej jak to możliwe. To bardzo ważne.
- Dziękuje- odparła Alicja. Nie słuchała uważnie, tego co powiedziała jej stażystka.- Poczekaj chwilkę- poprosiła, gdy praktykantka już miała wychodzić.- A gdzie jest Isabell?
- Zaraz wychodzi- odparła cicho.- Dzisiaj musi opuścić kancelarię wcześniej. 
- Jak to wcześniej?- oburzyła się Alicja.- Przecież miała mi przynieść ważne doku...- Alicja zatrzymała wzrok na pliku papierów.- Dobrze, to nie twoja wina, że Isabell podejmuje decyzje bez mojej zgody.- westchnęła.- Możesz już iść, dziękuje- stażystka kiwnęła głową i opuściła gabinet.
- Tak?- odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć Ria. Przyślij do mnie Isabell, natychmiast- powiedziała zdenerwowana Alicja.
- Przykro mi Ala, ale Isabell przed chwilą wyszła. Dosłownie minutę temu się z nią pożegnałam.
- Ria, może uda ci się ją jeszcze złapać?- zapytała z nadzieją w głosie.
- Mam opuścić sekretariat?- zapytała zdziwiona sekretarka.
- Biorę to na siebie. Ria, to pilne, biegnij za nią- mówiła błagalnym tonem Alicja, spojrzała na zegarek.- Jak dobrze pójdzie stoi jeszcze na przystanku- Alicja usłyszała pukanie do drzwi. Po chwili stanęła w nich Dorita.- Ria, już nie trzeba. Dorita się zjawiła, ona mi pomoże. Dziękuje- powiedziała Alicja i odłożyła słuchawkę.
- Co się stało?- zapytała przestraszona Dorita siadając naprzeciwko biurka Alicji.
- To!- krzyknęła Alicja i rzuciła w stronę Dority dokument.
- Fabregas, jako świadek, wszystko się zgadza- kiwnęła głową Dorita.- Dalej nie rozumiem, co jest nie tak...
- W charakterze świadka, tak? Kwestia czasu jak go oskarżą- Alicja nachyliła się nad biurkiem.- Dwóch dni mnie nie było, a w papierach taki bałagan! Isabell wyszła przed czasem, ty się spóźniasz. Jak ja mam się przygotować do tej rozprawy dobrze, co? Chcę przeprowadzić sprawę do końca.
- Zeznania Fabregasa wszystko mogą skomplikować...
- O ile przyzna się do winy...
- Wierzysz, że to zrobił?- zapytała Dorita, chociaż wiedziała, że to drażliwy temat.
- Nie. Myślałam, że Isabell da sobie z tym radę. Nie potrzebnie wyjeżdżałam. Mogłam siedzieć na tyłku w Barcelonie, dwoiłabym się, ale załatwiłabym tą sprawę jak należy. 
- Piłkarz zamieszany w sprawę o gwałt. To mogłoby zrujnować mu karierę.
- Dorita, ja to wiem! Dlatego zrobię wszystko, aby nie doszło do oskarżenia, a nawet jeśli, to oczyszczę go z zarzutów.
- Zachowujesz się, jakby był co najmniej twoim bratem.
- To jest dużo gorsze...Nie jesteśmy z Cesem spokrewnieni, ale...tak cholernie mi na tym zależy. Jeśli chcę mu pomóc trzeba zwiększyć obroty. Dorita, masz przejrzeć ten plik, wynotuj co najważniejsze. Zanim wyjdziesz...
- Mam wolne?
- Tak jakby, gabinet ma być pusty, musze się skupić. Ale zanim wyjdziesz znajdź brakujące papiery, jasne? Tamto wyślij mi do wieczora- rozkazała.
- Chyba nie będziesz nad tym siedzieć całą noc?
- Jeśli będzie trzeba, to będę- powiedziała robiąc groźną minę.- To oczywiste.
- Moim zdaniem nie potrzebnie brałaś to na siebie. Ale w sumie nie dziwię się im, że się o to do ciebie zgłosili. Po tym jak wsadziłaś do więzienia gwałcicieli Caroline... 
- Jak dla mnie to dalej ta sama sprawa- mruknęła.-  W końcu to Caroline poruszyła tą sprawę, wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to jeszcze wypłynie na wierzch- mówiła wstając z krzesła.- Dobrze Dorita, możesz już iść- powiedziała i otworzyła drzwi.- Cholera jasna- gdyby była już sama z całej siły kopnęła mahoniowe biurko.- Niech to szlag!  

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział IV


Cześć! :) To mój pierwszy post w 2013 roku. Poprzedni rok był naprawdę świetny i ciężko mi jest sobie wyobrazić, aby ten mógłby być lepszy. Tak czy inaczej, trzeba mieć nadzieję i tego samego życzę Wam, moi drodzy. Mam również do Was dwa pytania. Jedno co do długości rozdziałów. Wolicie, aby były dłuższe, czy takie wystarczą? A znacie może jakieś szabloniarnie? Ja swoje zamówienie złożyłam w listopadzie i nic. Tak wiem, może jestem niecierpliwa, ale nie zaszkodzi spytać, prawda? Może znacie jakaś godną polecenia :D A teraz zapraszam na IV rozdział, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.  
___________________________________________________________
- Nie gub skarpetek- powiedział młody chłopak, który najwyraźniej dorabiał jako ochroniarz w klubie.
- Nie...co?
- Nie gub skarpetek- powtórzył i poprawił ciemne okulary, które zjechały z jego długiego nosa.
- Nie złość mnie chłopczyku i po prostu mnie tam wpuść. Przecież wyszłam stamtąd tylko na chwilę!- Alicja była rozzłoszczona.- Widziałeś przecież! Aczkolwiek biorąc pod uwagę twoje okulary. Wiesz, znam takiego frajera, chodzi dokładnie w takich samych- zaśmiała się cicho.
- Hej, nie gub skarpetek- powtarzał uparcie.
- Dobry- oznajmiła Alicja zakładając włosy za ucho.
- Co?- zapytał zaciekawiony i zsunął nieco swoje okulary.
- Ten tekst z gubieniem skarpetek. Rzuciłeś nim już...jakieś trzy razy. Zapewniam cię, zabawny. Muszę go zapisać- udawała, że wyjmuje telefon.- Wiesz, żeby użyć, kiedy będę chciała komuś zrobić przykrość. Nie martw się, nie przywłaszczę sobie tego tekstu. Powiem, że usłyszałam go do ciebie!- ochroniarz zmarszczył brwi. - Hej, nie gub skarpetek!- parsknęła Alicja, chociaż wiedziała, że to idiotyczne.
- Wyluzuj, Taylor- powiedział ktoś zza jej pleców.
- Taylor, czy to nie dziewczęce imię?- zakpiła.- W sumie to wszystko się zgadza- wzruszyła ramionami, a Sandy zmierzył go wzrokiem pełnym nienawiści.- Nie mam pytań- dodała i odwróciła głowę.
- Kogo moje oczy widzą- zaśmiał się Sergio.
- I wzajemnie- burknęła poprawiając koszulkę, wiedziała, że Sergio wpatruje się w jej dekolt.
- Trzy miesiące- powiedział.
- Co tym razem sprowadza cię do Barcelony? Nie obawiasz się, że ktoś w tym klubie obije ci twoją śliczną buźkę- zaśmiała się cicho.- Ostatnim razem miałeś szczęście, ale wiesz, różnie z tym bywa...
- Mam wtyki u Taylora. Poza tym każdy jest tutaj pijany, mało kto rozpoznaje twarze. 
- Wspaniali znajomi.
- Jakie miasto tacy ludzie- Sergio doskonale wiedział, jak bardzo Alicja nie znosiła jego złośliwych uwag odnośnie Katalonii.
- Wyjątek potwierdza regułę- odparła spokojnie.
- Mówisz o sobie?- uniósł jedną brew do góry.
- Frajer jak zawsze- stwierdziła.- Ale czy ja dobrze widzę? Nie masz na nosie tych okropnych czarnych okularów- mówiła.- Ach tak!- uderzyła się lekko w czoło.- Pożyczyłeś swojemu nowemu przyjacielowi- kiwnęła w stronę ochroniarza.
- Nie odzywaj się, zrób ze swoich ust lepszy użytek- zacmokał.
- Nie lubię jak na mnie cmokasz- zmarszczyła brwi.- To nigdy nie zwiastuje niczego dobrego- dodała i skierowała się do wyjścia.
- No chyba nie będziesz szła sama o tej porze do domu?- zawołała za nią również wychodząc z klubu.
- Jakoś do tej pory przeżyłam- odwróciła się w jego stronę, ale nie zatrzymywała się, cały czas szła tyłem.
- A twoi prywatni bodyguardzi?
- Chwilowo zajęci- odparła i zacisnęła usta, nie dając się sprowokować.
- To może ja ich zastąpię?- w jednej chwili pokonał odległość jaka ich dzieliła.- Nie daj się długo prosić.
- Sergio, wybacz, ale tym razem nie jestem pod wpływem alkoholu. Poza tym...Boże, człowieku, ja cię po prostu nie lubię- powiedziała i odniosła wrażenie, że Sergio posmutniał.- Jesteś taki wulgarny- dodała.- I nie obawiaj się, trafię do domu bezpiecznie. Złego diabli nie biorą, zapewniam. Do zobaczenia na meczu, kiedyś tam na pewno!- rzuciła i ruszyła przed siebie. 

*
            - Daj spokój- Katie machnęła teatralnie ręką.- To nic takiego- zapewniła.- Siedź!- nakazała, gdy zobaczyła, że Alicja podnosi się z miejsca.- Ja przyniosę talerzyki- powiedziała i zniknęła na chwilę w kuchni.
- Naprawdę, nie trzeba było. Niepotrzebnie się fatygowałaś- powiedziała Alicja.
- Nie bądź śmieszna. Ile razy szłaś na jakąś imprezę tylko po to, aby mnie pilnować? Ile razy pijana u ciebie nocowałam? Ile razy poratowałaś mnie kasą i nigdy nie pośpieszałaś mnie do oddania? No sama powiedz. A ty twierdzisz, że to ja się fatygowałam przychodź do ciebie z ciastem, gdy jesteś chora.
- No właśnie, nie chcę cię zarazić- wychrypiała.
- Żadne grypsko mi nie straszne- zaśmiała się Katie i nałożyła na talerzyki ciasto.- Smacznego- powiedziała podsuwając talerz Ali.
- Chyba już mi lepiej, nawet apetyt mi wraca- uśmiechnęła się Alicja.


*
            - No nie!- wychrypiała Alicja.- Nie musieliście, naprawdę.
- Też się cieszymy, że cię widzimy Ala- Fabregas pocałował Alicję w policzek.
- Jakie miłe powitanie. No, no, no...Cesc, wyrabiasz się.- zaśmiała się cicho.- Pique, Xavi, wchodźcie śmiało!- powiedziała i zamknęła za nimi drzwi.- A gdzie Andres?
- Ma szlaban- zaśmiał się Xavi.
- I prawidłowo!- Alicja chciała zawołać, ale stan jej gardła stanowczo na to nie pozwalał.- I przepraszam was za to, w jakim stanie was przyjmuję- westchnęła Alicja, miała na sobie za dużą granatową, bawełnianą koszulę z małą kieszonką przy piersi i czarne, długie getry.
- I tak wyglądasz ślicznie jak zawsze- zacmokał Fabregas.
- Ty za to bajerujesz jak zawsze- uśmiechnęła się Alicja.- Czego się napijecie?- zapytała.
- Siedź, ja podam- odparł Xavi wstając z kanapy.
- Och, w porządku- odparła Alicja.- Tobie pozwalam, ufam, że niczego nie stłuczesz.
- Zaszczyt- Xavi ukłonił się nisko i odszedł w stronę kuchni.
- Ala, po raz pierwszy widzę cię w koku- zauważył Cesc.
- Cesc, czy ty zauważyłeś zmianę fryzury? Poważnie?- Alicja zdziwiła się.- Większość mężczyzn nie zauważyła by nawet różnicy, gdyby ogoliła się na łyso.
- Xavi, poznajesz ten obraz?- zaśmiał się głupkowato Cesc, gdy Xavi wrócił z kuchni ze szklankami soku.
- Nie zmieniaj tematu- zagroził Pique.- Powiedzmy, że Cesc ma burzliwe...- Pique na chwilę się zamyślił.- Tak, to odpowiednie słowo. Cesc miał burzliwe przejścia ze swoją czupryną. W każdym bądź razie, od tamtej pory jest dość czuły na zmianę fryzury.
- Ach, tak- roześmiała się Alicja.- Pamiętam. I to ty, Pique, namówiłeś go do tej  zmiany. No, jestem pełna podziwu.

                                                                        *

- Słuchaj Ala- jęknął do słuchawki znajomy głos.- Wiem, że jeszcze dwa dni temu ledwo mówiłaś.  Ale ty na pewno wiesz, że nie prosiłbym cię o pomoc...
- Gdybyś w ostateczności nie musiał- dokończyła za niego.- Dobra, Cesc, znam tą śpiewkę. I tak byś mnie o tą pomoc poprosił.
- Też racja- zaśmiał się do słuchawki.- Miałaś może rodzeństwo?- spytał,  a Ala poczuła mocne ukłucie w sercu, zamarła.- Ala?- szepnął zaniepokojony ciszą Cesc.- Ala, powiedziałem coś nie tak?
- Nie, nic- skłamała drżącym głosem.- Dlaczego mnie o to pytasz?- spytała i przełknęła ślinę.
- Bo Villa podrzucił mi swoje dzieci, a ja kompletnie sobie z nimi nie radzę- jakby na potwierdzenie tych słów któreś z dzieci zaczęła głośno płakać.- Pomożesz?- jęknął żałośnie.- Jestem zdesperowany- dodał, gdy dziecko zaczęło wyć jeszcze głośniej.

*

          - A ja myślałam, ze David to odpowiedzialny człowiek- mruknęła Ala, gdy Fabregas otworzył jej drzwi wejściowe.
- Też się cieszę, że cię widzę- powiedział Cesc prowadząc Alę do salonu.- Potrzymaj ją- Olaya wyciągnęła ręce w stronę Ali.
- I nie miej za złe Davidowi, że przekazał mi pod opiekę swoje córki- powiedział wracając z kuchni z sokiem w ręku.- Ale właśnie rodzi się jego trzecia córka- uśmiechnął się.
- Albo syn- upomniała Ala.
- Albo syn- potwierdził Cesc.
- No to faktycznie- kiwnęła głową Ala.- Cała rodzina w szpitalu, a biedny w tej panice najpierw pomyślał o tobie.
- Jego błąd.
- Ależ skąd- Ala szturchnęła Cesca.- Ja jestem na posterunku- zaśmiała się.- Hej, masz jakieś bajki?- rzuciła w jego stronę.
- Wyglądam na osobę, która ogląda bajki?- zapytał.- Nie odpowiadaj- dodał szybko z politowaniem, zanim Ala zdążyła nawet otworzyć usta.
- Zobacz, co w plecaku ma Zaida- nakazała chodząc po pokoju z Olayą na rękach.
- Tato pewnie spakował same niepotrzebne rzeczy- powiedziała szczerbata Zaida.- On wcale nie myśli więcej niż wujek Misio.
- Wujek Misio?- zapytała Ala próbując być jak najbardziej poważną.
- Nie pytaj- warknął Cesc.
- Udam, że tego nie słyszałam- zaśmiała się Ala.- Kazałam ci sprawdzić ten plecak- powtórzyła.- Ja idę do kuchni zrobić kolację dla Zaidy- Ala przekazała Olayę na roztrzęsione ręce Cesa.- Na pewno jesteś głodna, co?- Zaida nawet nie odpowiedziała, zbyt zajęta była Fabregasem. Ala, będąc w kuchni słyszała tylko: „wujek Misio”. Starała się być poważna, ale za którymś razem nie wytrzymała i wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.