czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział VI



- Sergio, do reszty zgłupiałeś?- westchnęła Alicja szukając w szufladzie opatrunków.- Mogłeś sobie darować...
- Miałem nic nie robić?- zapytał oburzony.- To chyba ty zgłupiałaś...
- Dałby mi w końcu spokój...Pewnie i tak miał zamiar wrócić niedługo do Polski- powiedziała Alicja nachylając się nad Ramosem.
- Owszem, teraz na pewno da ci spokój!- powiedział z dumą w głosie.- Ala, ostrożnie!- syknął z bólu.
- To przestań się wiercić. Nieźle ci rozwalił ten łuk brwiowy- westchnęła.- Dobra, i tak dalej jesteś piękny- dodała widząc jego wzrok.- Mój ty bohaterze- cmoknęła go w policzek.
- Mogę poprosić o coś do picia?
- No pewnie- kiwnęła głową i poszła w stronę lodówki.- A właściwie co ty tutaj robisz?- zapytała.
- Po prostu jestem, to źle?- spytał  z udawanym wyrzutem odwracając wzrok.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Krążysz tak bez celu między Madrytem a Barceloną?- zapytała stawiając przed Sergio szklankę z sokiem.
-  Mój ulubiony- stwierdził zadowolony.
- Według mnie ohydny, nienawidzę pomarańczy- wzdrygnęła się Alicja.
- To skąd go masz w lodówce? Wiedziałaś, że będę, co?- zapytała znacząco unosząc brwi do góry.
- Jasne, kupiłam go specjalnie dla ciebie. Co z tego, że nie wiedziałam, jaki lubisz- zaśmiała się.- A tak poważnie, dopiero co wróciłam z lotniska. Patrycja u mnie była...
- Często u ciebie bywa...-stwierdził.
- A to dlatego, że ja nie bardzo mogę przyjeżdżać do Polski...
- Nie tęsknisz za rodziną?- zapytał Sergio odstawiając na blat pustą szklankę.
- Ze starszym bratem rozmawiam codziennie rano- uśmiechnęła się na samą myśl o nim.- Chcesz jeszcze?- zapytała Alicja wskazując głową w stronę szklanki, a Sergio kiwnął głową.- Właściwie dalej nie odpowiedziałeś mi na pytanie...
- Pewnie i tak mi nie uwierzysz- zaczął.
- Pozwól, że ja o tym zadecyduje...- powiedziała podając Ramosowi napój.
- Zadzwoniła do mnie twoja znajoma...
- Patrycja? Ale jak, skoro ona nie zna hiszpańskiego?- zdziwiła się Ala.- I skąd miała twój numer? Grzebała w moim telefonie!- warknęła rozzłoszczona.
- Nie, przedstawiła się jako Kate. Miała dziwny akcent- powiedział.- Powiedziała, że od dwóch tygodniu nachodzi cię twój były...
- Więc ty postanowiłeś spakować manatki i przyjechać do Katalonii, aby zgrywać bohatera...
- Wiedziałem, że nie uwierzysz- westchnął zrezygnowany.
- Sergio, nie o to chodzi. Jestem wdzięczna, że tutaj jesteś...- mówiła powoli.- Ale co właściwie zamierzałeś zrobić? Akurat mieliśmy szczęście, że dzisiaj też tutaj przyszedł...
- Jeśli mam być szczerzy, to nie miałem planu- wzruszył ramionami.
- Sergio, przecież dałabym sobie radę. Odpuściłby, zawsze odpuszcza po jakimś czasie...
- Ale wraca- stwierdził gorzko.  

*
            Alicja wzięła jeden wolny dzień, tuż przed ważną rozprawą. Nie martwiła się jednak ani trochę, świetnie się do niej przygotowała. Była wręcz przekonana o wygranej. Siedziała na tarasie i piła chłody sok. Wystawiła twarz ku słońcu, tak bardzo lubiła ciepłe promyki. Miała dużo czasu na przemyślenia...
            Analizowała wczorajszy dzień. Sergio zjawił się ni stąd ni zowąd i pobił Maksa, który kręcił się pod kamienicą zamieszkiwaną przez Polkę. Alicja w ramach rekompensaty zaproponowała wyjście do kina, ale uznali, że lepiej obejrzeć coś  w domu. Uniknęli ciekawskich oczu i inwazji paparazzi. Później został na noc, ale spał w pokoju gościnnym. Czysto przyjacielskie relacje. Alicja sama nie wiedziała co ich łączy, a właściwie, czy cokolwiek ich w ogóle łączy.
            Z przemyśleń wyrwał ją dzwonek do drzwi. Była przekonana, że to Kate albo Susie. Chłopcy szykowali się do meczu, tak jej się przynajmniej wydawało, a Carlota siedziała nad książkami. Patrycja lubiła jej robić takie niespodzianki, ale blondynka dopiero co wyleciała z Hiszpanii.
            - Mam nadzieję, że nie zostałem twojego kolegi?- syknął Maks i szeroko otworzył drzwi. Alicja nie miała siły ich zatrzasnąć. Maks zdążył wejść do środka.- Nie myśl, że nie wiem kto to był- zaśmiał się gorzko.- Nieźle się tutaj urządziłaś- stwierdził rozglądając się po mieszkaniu.- Przytulny apartament, dobra praca, sławi przyjaciele i nowy romans- mówił.- Szkoda by było, gdybyś to wszystko straciła...
- Czego ty ode mnie chcesz?- warknęła zakładając ręce na piersi.
- Wrócisz do Polski- zażądał.- Wrócisz do mnie.
- Jesteś śmieszny- Alicja wybuchnęła śmiechem, nie mogła się powstrzymać.- Jesteś ostatnią osobą, dla której wróciłabym do kraju, słyszysz?- krzyknęła.- A teraz bądź tak łaskaw i opuść mój dom- warknęła.
- Teraz to ty jesteś śmieszna- mówił zbliżając się do niej.- Chyba nie chcesz, aby ktoś zrobił ci krzywdę, prawda?- powiedział chwytając ją za nadgarstki.- Aby ktoś zrobił z twarzą to, co z moją zrobił twój kochaś?- zaśmiał się gorzko.- Będziesz posłuszna, skarbie- szepnął jej wprost do ucha. Prawą ręką mocno ściskał jej nadgarstek, a prawą chwycił za pośladek.
            Alicja była przerażona. Usłyszała śmiechy na korytarzu. Modliła się w duchu, aby to ktoś do niej, chociaż nikogo się nie spodziewała. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie mogła krzyczeć, Maks zasłonił jej usta dłonią i nasłuchiwał głosów.
            - Fabregas! Zachowuj się, nie wychodzisz do siebie!- krzyczał za nim Xavi, biegnąc po schodach. 
- Co to do cholery?!- krzyknął Cesc, widząc przyciśniętą Alicję do ściany.- Puść ją!- warknął Fabregas biegnąć w stronę Alicji.- Sukinsynie!- krzyczał. Maks puścił Alicję zdezorientowany. Roztrzęsiona Polka podbiegła w stronę Pique, który stał jak wryty w drzwiach i mocno się do niego przytuliła. Xavi w tym momencie uderzył Maksa w twarz, a zaraz po tym dołożył mu jeszcze Fabregas.
- Dzwoń na policję!- krzyknął Pique.- Nie puszczaj go Fabregas!- zawołał niebieskooki.- No dzwoń, Xavi, dzwoń!  

*

- Wszystko w porządku?- zapytał Pique klękając przed Alicję, która siedziała na kanapie.- Dlaczego go wpuściłaś do środka?- dopytywał przyciszonym głosem.
- Skąd miała wiedzieć, że gość zacznie się do niej dobierać?!- krzyknął Fabregas.- Co za sukinsyn...
- Zamknij mordę, Cesc- warknął Pique w stronę przyjaciela.- To ja rozmawiam z Alą- upomniał go.
- Dajcie jej spokój- powiedział Xavi siadając obok Alicji.- Trzymaj- podał jej kubek z gorącym napojem.- Będzie chciała, to z nami pogada- stwierdził.
- Wyobraź sobie, że chcę się dowiedzieć, czegoś więcej- warknął Pique.- To jak? Powiesz wujkowi Pique?- spojrzał na nią.
- Niech się wujek Geri nie martwi- odparła Alicja całując go w czoło.- Dziękuje, że przyszliście- powiedziała ściskając dłoń Xaviego.- Tobie, Cesc też bardzo dziękuje- powiedziała uśmiechając się blado. – Nie wiem, co gdyby nie wy...
- Ale skoro on był już tutaj wcześniej...
- Ramos obił mu twarz- odparła.- Zresztą widzieliście efekty- dodała, ale natychmiast zakryła usta dłonią.
- Kto?!- wykrzyczał Pique, który wstał i zaczął krążyć po salonie.
- Ramos- powtórzyła cicho.- Był tutaj wczoraj...
- Co on tutaj do cholery robił?!- zdziwił się Geri.
- Długa historia- mruknęła Alicja.- Naprawdę, nie mam siły, Geri. Nie dziś- pokręciła głową.
- Może lepiej się już połóż, co?- zapytał z troską w głosie Xavi.- Jeśli chcesz, któryś z nas może z Tobą zostać. Pośpi w salonie, albo gościnnym- powiedział.
- Naprawdę?- Alicja spojrzała na Xaviego.- Byłabym wdzięczna. 

*
            Późno w nocy Alicja, nie mogąc zasnąć, leżała w sypialni.  Obok niej, na podłodze, leżał Pique. Nie spał, ale nie sądził, że jego przyjaciółka również nie śpi.
- Ten frajer nic dobrze nie potrafi zrobić- mamrotał wściekły.
- Geri...- jęknęła cicho Ala.
- Tak, skarbie?- spytał natychmiast podnosząc się z ziemi.- Obudziłem cię?- zapytał zaniepokojony.
- Nie, Geri, nie obudziłeś- mówiła.- Cały czas nie śpię.
- Więc o co chodzi?- demonstracyjnie podrapał się po głowie.
- Odpuść- poprosiła.- Daj spokój, przecież to nie jest wina Sergio- tłumaczyła całkiem spokojnie.
- Dlaczego nie zadzwoniliście na policję od razu?- zapytał Pique siadając na łóżku obok Alicji.
- Geri, to jest skomplikowane- westchnęła ciężko Alicja również siadając.
- Co jest w tym takiego skomplikowanego?- jęknął wywracając niebieskimi oczyma.
- Długa historia- myślała, że tym go zbędzie.
-  Mamy sporo czasu- powiedział, nie dając za wygraną.- Jak znam życie pewnie wcale nie taka długa.  
- No dobrze, niech ci będzie. Co chcesz wiedzieć?- zapytała zrezygnowana.
- Wszystko- odparł usatysfakcjonowany. 
- Nie wiem od czego zacząć...Tak czy inaczej dziwnie będzie siedzieć po tej drugiej stronie- powiedziała, ale Pique chyba nie zrozumiał.- W sądzie- wyjaśniła, a Geri mruknął coś w stylu: „domyśliłem się przecież”, ale nie przerywał.- Wiesz, nie chciałam wnosić wcześniej oskarżenia, bo...w przeszłości byłam z nim związana.
- Sentymenty...?- zapytał, ale brzmiało to raczej jak stwierdzenie, a Ala kiwnęła głową i osunęła się na poduszkę.- Rozumiem, że nie było kolorowo.
- Nawet nie wiesz, jakie to wszystko z czasem stawało się okropne- westchnęła ciężko.
- Teraz będzie już tylko lepiej- uśmiechnął się, a Alicja odwzajemniła uśmiech.
- Wiesz Geri, że jesteś moim najlepszym przyjacielem? Ale teraz chodźmy już spać, wskakuj obok mnie. Jutro mam ważną sprawę do załatwienia, więc dobranoc- powiedziała i przykryła się kocem.  
- Też cię kocham- pocałował ją w czoło- Nie musisz mówić więcej. Dobranoc, śpij dobrze.





poniedziałek, 21 stycznia 2013

ROZDZIAŁ V



- Ala, jesteśmy zajebiści!- krzyknął Cesc, gdy późnym wieczorem stali na tarasie.
- Nie drzyj się tak, matole- Ala mocno szturchnęła Cesa i roześmiałam się.- Ale faktycznie, nieźle sobie dzisiaj poradziłeś- zapewniła.- Byłbyś dobrym ojcem- dodała po chwili zastanowienia.
- Oj, nie było w twoim głosie przekonania- pokręcił głową.- Nawet wyczuwałem nutkę wątpliwości- uniósł brew do góry, jak to miał w zwyczaju.
- No wiesz...- westchnęła Ala.- Niewiele brakował, a udusiłbyś biedną Olayę.
- Bo ona jest taka mała!- jęknął.
- Nie przesadzaj, ma już ponad trzy latka! Zdradzę ci sekret. Noworodki i niemowlaki są jeszcze mniejsze- uśmiechnęła się.
- Zostań na noc- zaproponował Fabregas ni stąd ni zowąd.
- Kpisz sobie, chłopcze?- Ala uniosła jedną brew do góry.
- No daj spokój, pooglądamy jakieś fajne filmy. Pościelę ci w gościnnym- zapewnił.- No nie bądź taka, Ala. Nie mam ochoty dzisiaj siedzieć sam.
- To idź do klubu- powiedziała.- Ja tam zaraz zbieram się do domu.
- No proszę. Rano będę chodził na paluszkach, będziesz mogła spać, ile chcesz- starał się brzmieć przekonująco.
- No skoro tak ładnie prosisz- roześmiała się.- W porządku, zostanę- dodała.- Ale bez jakiś głupich akcji w nocy, dobrze?- Ala pogroziła Fabregasowi palcem.

*
            - Fabregas!- wydarła się Alicja, ale zagłuszyło ją radio.- Jeśli to jest te twoje: „będę chodził na paluszkach”- rzuciła w jego stronę wchodząc do kuchni.
- I’m sexy and I know it!- zaśpiewał Cesc i zatańczył wokół Alicji.
- Cesc...- jęknęła bezradnie.
- Jak się spało?- zawołał Cesc.- Co zjesz na śniadanie?- zapytał wyłączając radio.
- Gdybyś mnie nie obudził swoim śpiewem...Wiesz, właściwie nie jestem głodna. Zrób mi proszę herbatę i zaraz zmykam...- poprosiła.
- Dzięki- uśmiechnęła się Alicja, gdy Cesc postawił przed nią kubek z herbatą.
- To co, zgodzisz się?- zagaił Cesc.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł...-westchnęła Ala przypominając sobie wczorajszą rozmowę.
- Czemu?- posmutniał.- Xavi sam nie wie z kim ma pójść. A zjawić się na tym ślubie musi, to pewne.
- Nie znam ani Ikera, ani Sary. Nie, przykro mi, ale nie będę mu towarzyszyć...-powiedziała Alicja i wzięła łyk herbaty.
- Sergio...- mruknął Cesc, a Alicja prawie zakrztusiła się napojem.
- Co proszę?- wydukała, wybałuszając oczy.
- Nie jestem tak głupi, na jakiego wyglądam...Widziałem was- Cesc uśmiechnął się triumfalnie.
- Cesc, ja to mogę wyjaśnić...- zaczęła tłumaczyć się Alicja, chociaż w rzeczywistości nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Ala, jesteś dorosła. To twoje życie, z niczego przecież nie musisz mi się tłumaczyć.
- Ale...
- Myślisz, że go nie lubię? Na murawie każdy broni swoich braw, ale...Hej, nie zapominaj o reprezentacji!- zawołał.
- Nie pójdę- warknęła szorstko Alicja i dalej piła ciepły napój.
- Twój wybór- westchnął ciężko Cesc i długo wpatrywał się w herbatę Alicji.
- Niech ci będzie, zrobię to- jęknęła w końcu.- Lubię Xaviego, nie chcę go zawieść.
- Dobra z ciebie dziewczynka- zacmokał Cesc.

*

-Alicja? Co ty tutaj robisz? Nie wydaję mi się, żeby Iker...- zaczął Sergio, gdy oboje stali tuż obok drzwi wyjściowych.
- Jestem tutaj z Xavim- przerwała mu.
- Razem?- posmutniał nieco, ale natychmiast się zreflektował.- I chcesz mi powiedzieć, że katalońskie szmatławce jeszcze tego nie rozdmuchały?- zakpił.
- Skąd wiesz? Czytasz katalońską prasę? Czyżbyś śledził życie w Barcelonie?- zaśmiała się gorzko.- Nie, nie jesteśmy z Xavim parą, jeśli o to ci chodziło. Czy to już wszystko, mogę już iść?- zwinnie wywinęła się Ramosowi.
- Do zobaczenia w środę na meczu!- zawołał za nią.- Mam nadzieję, że zasiądziesz na trybunach!
- Mam sporo pracy, jeszcze dziś wracam do domu- powiedziała Alicja odwracając się na chwilę. Przez chwilę nieuwagi wpadła na jakaś dziewczynę.
- Przepraszam panią bardzo- jęknęła widząc wściekłą minę kobiety stojącej naprzeciwko. Natychmiast obok nich zjawił się Ramos.
- Nic nie szkodzi- ku zaskoczeni Alicji, ciemnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- To moja siostra, Miri- zwrócił się do Alicji Sergio.- A to moja...znajoma, Alicja.
- Miło mi cię poznać.- Miri uścisnęła dłoń Alicji.- Słuchaj bracie, dzwoniła opiekunka, Daniella czuje się coraz gorzej. Wracam do hotelu- pocałowała brata w policzek.-   Te amo. Bawcie się dobrze- uśmiechnęła się jeszcze raz i pobiegła w stronę wyjścia.
- Hej, Miri!- zawołał za nią Ramos.- Mogłem ją podwieźć, tym bardziej, że chodzi o...
- Faktycznie, prasa ma rację, dobry wujek z ciebie- uśmiechnęła się Alicja rozczulona widokiem przejętego Sergio.
- O, barcelońskie gazety piszą o moim życiu prywatnym?- zainteresował się.
- Nie, gdyby pisały wiedziałbyś o tym doskonale, w końcu śledzisz je na bieżąco- odgryzła się.- My tu sobie urządzamy pogaduszki, a gdzie twoja partnerka?
- Właśnie wyszła.
- Przyszedłeś tutaj z siostrą?- zdziwiła się.
- Miri i Iker bardzo się lubią. Mąż mojej siostry został w domu, więc stwierdziliśmy, że pójdziemy razem- wzruszył ramionami.
- Rozumiem- odparła spoglądając na zegarek.
- Śpieszy ci się?- zapytał Sergio.
- Xavi miał odwieźć mnie na lotnisko- jęknęła.- Pewnie zapomniał i zalał się w trzy dupy- ze złości zacisnęła pięść.
- Pewnie teraz tańczy półnagi na stole- zaśmiał się Sergio.
- Gdyby był tutaj Pique i Fabregas wcale nie zdziwiłby mnie takie scenariusz- mruknęła Alicja, a Sergio spojrzał na nią pytająco.- Nie wnikaj, lepiej dla nas wszystkich- machnęła ręką.
- Poważnie nie możesz zostać tych trzech dni do meczu?- zapytał z nadzieją w głosie, chociaż wcale tego nie chciał.
- Naprawdę, terminy mnie gonią, mam nóż na gardle- powiedziała.- Cholera, idę go poszukać!- krzyknęła zdenerwowana.
- Ja cię mogę zawieść- Sergio chwycił Alę za rękę, gdy ta już odchodziła.- Nie przerywaj dobrej zabawy Xaviemu, na pewno jest już pijany.
- Tak czy inaczej muszę mu powiedzieć, że wychodzę- stwierdziła.
- Hej, Camila!- zawołał Sergio, gdy mijała ich jakaś dziewczyna.- Powiesz Xaviemu, żeby się nie martwił? Przekaż mu, że Alicja jest w dobrych rękach- powiedział.
- Nie wiem, czy cokolwiek do niego dotrze- uśmiechnęła się zawadiacko.
- Powiedz proszę, że nie tańczy na stole- jęknęła Alicja i wniosła dłonie ku górze.
- Nie jest w tym sam, pan młody jest już nieźle wstawiony- zaśmiała się i poszła w stronę toalety.
- Wyślę mu sms- mruknęła Alicja.- Chodź, jeszcze muszę wstąpić do hotelu.

*
            - Jestem Twoim dłużnikiem Sergio- powiedziała Ala, gdy wsiadła do samochodu.- A Xaviego zabiję.
- To jest karalne, wiesz?- zaśmiał się.
- Nie ucz ojca, jak dzieci robić- odparła.- Co to była za...Camila?- zapytała zmieniając temat.
- Nowa dziewczyna Mesuta- odparł.- Wiesz jeszcze tydzień temu był z takim przemiłym rudzielcem. Naprawdę fajna dziewczyna, bardzo pozytywna. Rzekomo był zakochany, no cóż... Nie potrwało to długo, jak zawsze- wzruszył ramionami.- A co, nie przypadła ci do gustu?- zapytał spoglądając kątem oka na Alicję.
- Powiedzmy, że...- zaczęła.- Zademonstruję- dodała i po chwili udawała, że wymiotuje.
- Ach tak, odruch wymiotny- przytaknął.- Też za nią nie przepadam...- dodał śmiejąc się.  – Wiesz co, Ala? Chyba źle zaczęliśmy...
- Też tak myślę- kiwnęła głową.
- Ja normalnie nie jestem taki jak...
- Rozumiem- Ala namiętnie miętosiła róg sukienki.- Wiem, co chcesz powiedzieć- zapewniła.- Ja też taka nie jestem...Po prostu spotykaliśmy się w  nieodpowiednim czasie...
- W nieodpowiednim miejscu- dodał Sergio zjeżdżając na pobocze.
- Dlaczego się zatrzymujesz?- zdziwiła się Alicja i spojrzała podejrzliwie na Hiszpana.- Sergio?
- Tak- potwierdził.- Mam na imię Sergio, miło mi- podał jej rękę i mrugnął porozumiewawczo.
- Rozumiem- szepnęła cicho Ala i odkaszlnęła.- Miło mi, Sergio- uścisnęła jego dłoń.- Mam na imię Alicja, ale mów mi Ala- uśmiechnęła się delikatnie.

*

- Proszę wejść- zawołała Alicja słysząc pukanie do drzwi.
- Pani Isabell prosiła mnie, żebym to pani przekazała- powiedziała młoda hiszpanka kładąc plik dokumentów przed Alicją.- Prosiła też, aby przejrzała pani te dokumenty, najszybciej jak to możliwe. To bardzo ważne.
- Dziękuje- odparła Alicja. Nie słuchała uważnie, tego co powiedziała jej stażystka.- Poczekaj chwilkę- poprosiła, gdy praktykantka już miała wychodzić.- A gdzie jest Isabell?
- Zaraz wychodzi- odparła cicho.- Dzisiaj musi opuścić kancelarię wcześniej. 
- Jak to wcześniej?- oburzyła się Alicja.- Przecież miała mi przynieść ważne doku...- Alicja zatrzymała wzrok na pliku papierów.- Dobrze, to nie twoja wina, że Isabell podejmuje decyzje bez mojej zgody.- westchnęła.- Możesz już iść, dziękuje- stażystka kiwnęła głową i opuściła gabinet.
- Tak?- odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć Ria. Przyślij do mnie Isabell, natychmiast- powiedziała zdenerwowana Alicja.
- Przykro mi Ala, ale Isabell przed chwilą wyszła. Dosłownie minutę temu się z nią pożegnałam.
- Ria, może uda ci się ją jeszcze złapać?- zapytała z nadzieją w głosie.
- Mam opuścić sekretariat?- zapytała zdziwiona sekretarka.
- Biorę to na siebie. Ria, to pilne, biegnij za nią- mówiła błagalnym tonem Alicja, spojrzała na zegarek.- Jak dobrze pójdzie stoi jeszcze na przystanku- Alicja usłyszała pukanie do drzwi. Po chwili stanęła w nich Dorita.- Ria, już nie trzeba. Dorita się zjawiła, ona mi pomoże. Dziękuje- powiedziała Alicja i odłożyła słuchawkę.
- Co się stało?- zapytała przestraszona Dorita siadając naprzeciwko biurka Alicji.
- To!- krzyknęła Alicja i rzuciła w stronę Dority dokument.
- Fabregas, jako świadek, wszystko się zgadza- kiwnęła głową Dorita.- Dalej nie rozumiem, co jest nie tak...
- W charakterze świadka, tak? Kwestia czasu jak go oskarżą- Alicja nachyliła się nad biurkiem.- Dwóch dni mnie nie było, a w papierach taki bałagan! Isabell wyszła przed czasem, ty się spóźniasz. Jak ja mam się przygotować do tej rozprawy dobrze, co? Chcę przeprowadzić sprawę do końca.
- Zeznania Fabregasa wszystko mogą skomplikować...
- O ile przyzna się do winy...
- Wierzysz, że to zrobił?- zapytała Dorita, chociaż wiedziała, że to drażliwy temat.
- Nie. Myślałam, że Isabell da sobie z tym radę. Nie potrzebnie wyjeżdżałam. Mogłam siedzieć na tyłku w Barcelonie, dwoiłabym się, ale załatwiłabym tą sprawę jak należy. 
- Piłkarz zamieszany w sprawę o gwałt. To mogłoby zrujnować mu karierę.
- Dorita, ja to wiem! Dlatego zrobię wszystko, aby nie doszło do oskarżenia, a nawet jeśli, to oczyszczę go z zarzutów.
- Zachowujesz się, jakby był co najmniej twoim bratem.
- To jest dużo gorsze...Nie jesteśmy z Cesem spokrewnieni, ale...tak cholernie mi na tym zależy. Jeśli chcę mu pomóc trzeba zwiększyć obroty. Dorita, masz przejrzeć ten plik, wynotuj co najważniejsze. Zanim wyjdziesz...
- Mam wolne?
- Tak jakby, gabinet ma być pusty, musze się skupić. Ale zanim wyjdziesz znajdź brakujące papiery, jasne? Tamto wyślij mi do wieczora- rozkazała.
- Chyba nie będziesz nad tym siedzieć całą noc?
- Jeśli będzie trzeba, to będę- powiedziała robiąc groźną minę.- To oczywiste.
- Moim zdaniem nie potrzebnie brałaś to na siebie. Ale w sumie nie dziwię się im, że się o to do ciebie zgłosili. Po tym jak wsadziłaś do więzienia gwałcicieli Caroline... 
- Jak dla mnie to dalej ta sama sprawa- mruknęła.-  W końcu to Caroline poruszyła tą sprawę, wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to jeszcze wypłynie na wierzch- mówiła wstając z krzesła.- Dobrze Dorita, możesz już iść- powiedziała i otworzyła drzwi.- Cholera jasna- gdyby była już sama z całej siły kopnęła mahoniowe biurko.- Niech to szlag!  

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział IV


Cześć! :) To mój pierwszy post w 2013 roku. Poprzedni rok był naprawdę świetny i ciężko mi jest sobie wyobrazić, aby ten mógłby być lepszy. Tak czy inaczej, trzeba mieć nadzieję i tego samego życzę Wam, moi drodzy. Mam również do Was dwa pytania. Jedno co do długości rozdziałów. Wolicie, aby były dłuższe, czy takie wystarczą? A znacie może jakieś szabloniarnie? Ja swoje zamówienie złożyłam w listopadzie i nic. Tak wiem, może jestem niecierpliwa, ale nie zaszkodzi spytać, prawda? Może znacie jakaś godną polecenia :D A teraz zapraszam na IV rozdział, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.  
___________________________________________________________
- Nie gub skarpetek- powiedział młody chłopak, który najwyraźniej dorabiał jako ochroniarz w klubie.
- Nie...co?
- Nie gub skarpetek- powtórzył i poprawił ciemne okulary, które zjechały z jego długiego nosa.
- Nie złość mnie chłopczyku i po prostu mnie tam wpuść. Przecież wyszłam stamtąd tylko na chwilę!- Alicja była rozzłoszczona.- Widziałeś przecież! Aczkolwiek biorąc pod uwagę twoje okulary. Wiesz, znam takiego frajera, chodzi dokładnie w takich samych- zaśmiała się cicho.
- Hej, nie gub skarpetek- powtarzał uparcie.
- Dobry- oznajmiła Alicja zakładając włosy za ucho.
- Co?- zapytał zaciekawiony i zsunął nieco swoje okulary.
- Ten tekst z gubieniem skarpetek. Rzuciłeś nim już...jakieś trzy razy. Zapewniam cię, zabawny. Muszę go zapisać- udawała, że wyjmuje telefon.- Wiesz, żeby użyć, kiedy będę chciała komuś zrobić przykrość. Nie martw się, nie przywłaszczę sobie tego tekstu. Powiem, że usłyszałam go do ciebie!- ochroniarz zmarszczył brwi. - Hej, nie gub skarpetek!- parsknęła Alicja, chociaż wiedziała, że to idiotyczne.
- Wyluzuj, Taylor- powiedział ktoś zza jej pleców.
- Taylor, czy to nie dziewczęce imię?- zakpiła.- W sumie to wszystko się zgadza- wzruszyła ramionami, a Sandy zmierzył go wzrokiem pełnym nienawiści.- Nie mam pytań- dodała i odwróciła głowę.
- Kogo moje oczy widzą- zaśmiał się Sergio.
- I wzajemnie- burknęła poprawiając koszulkę, wiedziała, że Sergio wpatruje się w jej dekolt.
- Trzy miesiące- powiedział.
- Co tym razem sprowadza cię do Barcelony? Nie obawiasz się, że ktoś w tym klubie obije ci twoją śliczną buźkę- zaśmiała się cicho.- Ostatnim razem miałeś szczęście, ale wiesz, różnie z tym bywa...
- Mam wtyki u Taylora. Poza tym każdy jest tutaj pijany, mało kto rozpoznaje twarze. 
- Wspaniali znajomi.
- Jakie miasto tacy ludzie- Sergio doskonale wiedział, jak bardzo Alicja nie znosiła jego złośliwych uwag odnośnie Katalonii.
- Wyjątek potwierdza regułę- odparła spokojnie.
- Mówisz o sobie?- uniósł jedną brew do góry.
- Frajer jak zawsze- stwierdziła.- Ale czy ja dobrze widzę? Nie masz na nosie tych okropnych czarnych okularów- mówiła.- Ach tak!- uderzyła się lekko w czoło.- Pożyczyłeś swojemu nowemu przyjacielowi- kiwnęła w stronę ochroniarza.
- Nie odzywaj się, zrób ze swoich ust lepszy użytek- zacmokał.
- Nie lubię jak na mnie cmokasz- zmarszczyła brwi.- To nigdy nie zwiastuje niczego dobrego- dodała i skierowała się do wyjścia.
- No chyba nie będziesz szła sama o tej porze do domu?- zawołała za nią również wychodząc z klubu.
- Jakoś do tej pory przeżyłam- odwróciła się w jego stronę, ale nie zatrzymywała się, cały czas szła tyłem.
- A twoi prywatni bodyguardzi?
- Chwilowo zajęci- odparła i zacisnęła usta, nie dając się sprowokować.
- To może ja ich zastąpię?- w jednej chwili pokonał odległość jaka ich dzieliła.- Nie daj się długo prosić.
- Sergio, wybacz, ale tym razem nie jestem pod wpływem alkoholu. Poza tym...Boże, człowieku, ja cię po prostu nie lubię- powiedziała i odniosła wrażenie, że Sergio posmutniał.- Jesteś taki wulgarny- dodała.- I nie obawiaj się, trafię do domu bezpiecznie. Złego diabli nie biorą, zapewniam. Do zobaczenia na meczu, kiedyś tam na pewno!- rzuciła i ruszyła przed siebie. 

*
            - Daj spokój- Katie machnęła teatralnie ręką.- To nic takiego- zapewniła.- Siedź!- nakazała, gdy zobaczyła, że Alicja podnosi się z miejsca.- Ja przyniosę talerzyki- powiedziała i zniknęła na chwilę w kuchni.
- Naprawdę, nie trzeba było. Niepotrzebnie się fatygowałaś- powiedziała Alicja.
- Nie bądź śmieszna. Ile razy szłaś na jakąś imprezę tylko po to, aby mnie pilnować? Ile razy pijana u ciebie nocowałam? Ile razy poratowałaś mnie kasą i nigdy nie pośpieszałaś mnie do oddania? No sama powiedz. A ty twierdzisz, że to ja się fatygowałam przychodź do ciebie z ciastem, gdy jesteś chora.
- No właśnie, nie chcę cię zarazić- wychrypiała.
- Żadne grypsko mi nie straszne- zaśmiała się Katie i nałożyła na talerzyki ciasto.- Smacznego- powiedziała podsuwając talerz Ali.
- Chyba już mi lepiej, nawet apetyt mi wraca- uśmiechnęła się Alicja.


*
            - No nie!- wychrypiała Alicja.- Nie musieliście, naprawdę.
- Też się cieszymy, że cię widzimy Ala- Fabregas pocałował Alicję w policzek.
- Jakie miłe powitanie. No, no, no...Cesc, wyrabiasz się.- zaśmiała się cicho.- Pique, Xavi, wchodźcie śmiało!- powiedziała i zamknęła za nimi drzwi.- A gdzie Andres?
- Ma szlaban- zaśmiał się Xavi.
- I prawidłowo!- Alicja chciała zawołać, ale stan jej gardła stanowczo na to nie pozwalał.- I przepraszam was za to, w jakim stanie was przyjmuję- westchnęła Alicja, miała na sobie za dużą granatową, bawełnianą koszulę z małą kieszonką przy piersi i czarne, długie getry.
- I tak wyglądasz ślicznie jak zawsze- zacmokał Fabregas.
- Ty za to bajerujesz jak zawsze- uśmiechnęła się Alicja.- Czego się napijecie?- zapytała.
- Siedź, ja podam- odparł Xavi wstając z kanapy.
- Och, w porządku- odparła Alicja.- Tobie pozwalam, ufam, że niczego nie stłuczesz.
- Zaszczyt- Xavi ukłonił się nisko i odszedł w stronę kuchni.
- Ala, po raz pierwszy widzę cię w koku- zauważył Cesc.
- Cesc, czy ty zauważyłeś zmianę fryzury? Poważnie?- Alicja zdziwiła się.- Większość mężczyzn nie zauważyła by nawet różnicy, gdyby ogoliła się na łyso.
- Xavi, poznajesz ten obraz?- zaśmiał się głupkowato Cesc, gdy Xavi wrócił z kuchni ze szklankami soku.
- Nie zmieniaj tematu- zagroził Pique.- Powiedzmy, że Cesc ma burzliwe...- Pique na chwilę się zamyślił.- Tak, to odpowiednie słowo. Cesc miał burzliwe przejścia ze swoją czupryną. W każdym bądź razie, od tamtej pory jest dość czuły na zmianę fryzury.
- Ach, tak- roześmiała się Alicja.- Pamiętam. I to ty, Pique, namówiłeś go do tej  zmiany. No, jestem pełna podziwu.

                                                                        *

- Słuchaj Ala- jęknął do słuchawki znajomy głos.- Wiem, że jeszcze dwa dni temu ledwo mówiłaś.  Ale ty na pewno wiesz, że nie prosiłbym cię o pomoc...
- Gdybyś w ostateczności nie musiał- dokończyła za niego.- Dobra, Cesc, znam tą śpiewkę. I tak byś mnie o tą pomoc poprosił.
- Też racja- zaśmiał się do słuchawki.- Miałaś może rodzeństwo?- spytał,  a Ala poczuła mocne ukłucie w sercu, zamarła.- Ala?- szepnął zaniepokojony ciszą Cesc.- Ala, powiedziałem coś nie tak?
- Nie, nic- skłamała drżącym głosem.- Dlaczego mnie o to pytasz?- spytała i przełknęła ślinę.
- Bo Villa podrzucił mi swoje dzieci, a ja kompletnie sobie z nimi nie radzę- jakby na potwierdzenie tych słów któreś z dzieci zaczęła głośno płakać.- Pomożesz?- jęknął żałośnie.- Jestem zdesperowany- dodał, gdy dziecko zaczęło wyć jeszcze głośniej.

*

          - A ja myślałam, ze David to odpowiedzialny człowiek- mruknęła Ala, gdy Fabregas otworzył jej drzwi wejściowe.
- Też się cieszę, że cię widzę- powiedział Cesc prowadząc Alę do salonu.- Potrzymaj ją- Olaya wyciągnęła ręce w stronę Ali.
- I nie miej za złe Davidowi, że przekazał mi pod opiekę swoje córki- powiedział wracając z kuchni z sokiem w ręku.- Ale właśnie rodzi się jego trzecia córka- uśmiechnął się.
- Albo syn- upomniała Ala.
- Albo syn- potwierdził Cesc.
- No to faktycznie- kiwnęła głową Ala.- Cała rodzina w szpitalu, a biedny w tej panice najpierw pomyślał o tobie.
- Jego błąd.
- Ależ skąd- Ala szturchnęła Cesca.- Ja jestem na posterunku- zaśmiała się.- Hej, masz jakieś bajki?- rzuciła w jego stronę.
- Wyglądam na osobę, która ogląda bajki?- zapytał.- Nie odpowiadaj- dodał szybko z politowaniem, zanim Ala zdążyła nawet otworzyć usta.
- Zobacz, co w plecaku ma Zaida- nakazała chodząc po pokoju z Olayą na rękach.
- Tato pewnie spakował same niepotrzebne rzeczy- powiedziała szczerbata Zaida.- On wcale nie myśli więcej niż wujek Misio.
- Wujek Misio?- zapytała Ala próbując być jak najbardziej poważną.
- Nie pytaj- warknął Cesc.
- Udam, że tego nie słyszałam- zaśmiała się Ala.- Kazałam ci sprawdzić ten plecak- powtórzyła.- Ja idę do kuchni zrobić kolację dla Zaidy- Ala przekazała Olayę na roztrzęsione ręce Cesa.- Na pewno jesteś głodna, co?- Zaida nawet nie odpowiedziała, zbyt zajęta była Fabregasem. Ala, będąc w kuchni słyszała tylko: „wujek Misio”. Starała się być poważna, ale za którymś razem nie wytrzymała i wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.