Witam wszystkich bardzo serdecznie :D To już moje drugie podejście z blogiem. Po wszystkich zawirowaniami z poprzednim jestem już nieco obeznana. Przepraszam za wygląd bloga, póki co czekam na realizację zamówienia.
________________________________________________________
-Zjesz
coś?- spytała Alicja, gdy Sergio wszedł do kuchni w samych bokserach.
- Myślałem, że od razu
każesz mi się wynosić- mruknął i usiadł przy stole. Przyjrzał się Alicji, która
wyglądała całkiem inaczej. Długie brązowe loki spięła w ciasnego koka, nie
miała już na sobie kusej spódniczki, ale długie i przyległe dżinsy, które swoją
drogą i tak świetnie podkreślały jej zgrabne nogi. Nie przyciągała, tak jak
wczoraj, wzroku dekoltem- miała na sobie białą koszulę.
- Pytałam się, czy coś
zjesz- powtórzyła.
- A co proponujesz?-
zapytał w dalszym ciągu bacznie się jej przyglądając.- I to takie bratanie się
z wrogiem?- zaśmiał się.
- Wczoraj wystarczająco się
zbrataliśmy, nie uważasz?- zaśmiała się cierpko.- Teraz jestem po prostu
gościnna- dodała oschle.- Dobra, skoro nie mówisz na co masz ochotę...
- Na ciebie...- powiedział
unosząc brwi do góry.
- Skoro nie mówisz na co
masz ochotę- powtórzyła.- Zjesz to, co ja- dodała i postawiła na stole talerz z
kanapkami.- Smacznego.
-
Nie lubię ciemnego chleba- powiedział po chwili, zresztą niezgodnie z prawdą i
czekał na jej reakcję. Alicja jednak nie robiła sobie z tego nic i dalej jadła
w spokoju równocześnie czytają gazetę.- Powiedz ty mi, czemu wolisz tych
aktorzynów z Barcelony?- zapytał z wyczuwalną kpiną w głosie.
- Licz się ze słowami- wysyczała Alicja unosząc wzrok znad gazety.
- Coś ty taka spięta?- mruknął udając oburzonego.
- Spierdalaj- odpowiedziała tylko, a Sergio zaśmiał się.
-
Co robisz dzisiaj wieczorem?- zapytał, gdy zjadł śniadanie.
- Na pewno coś z dala od
ciebie- odpowiedziała zadowolona i dolała sobie herbaty.
- Rozumiem, że mój czas się
kończy.
- Nie należy nadużywać
gościnności- powiedziała spoglądając wymownie w stronę drzwi.
- No, ale nie powiesz, że
nie było miło- zaczął.- Wiele dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu.
- Nie rozumiem właśnie
dlaczego. Gdybym była trzeźwa, nigdy by do czegoś takiego nie doszło.
- Tak tylko mówisz-
uśmiechnął się triumfalnie.- Mój urok osobisty i tak by cię powalił- dodał.
- Tak to sobie tłumacz,
kochasiu- odpowiedziała śmiejąc się cicho za gazety.
- Ale jakoś niby
wylądowaliśmy w twoim łóżku...
- Tłumaczę ci przecież, że
trochę nadużyłam alkoholu. Plus fakt, że było ciemno, nawet nie widziałam
dokładnie twojej...twarzy- powiedziała i miała nadzieję, że w jakiś sposób
zezłości siedzącego naprzeciwko jej Sergio.
- Sugerujesz coś?- oburzył
się łapiąc się za podbródek.
- Spostrzegawczy jesteś.
Poza tym skończ ten temat, nigdy więcej się to nie powtórzy.
- Nigdy więcej bratania się
z wrogiem, co? Tym razem masz zamiar wyrwać któregoś z tych aktorzynów?-
zaśmiał się głupio.- Ta banda debili i napaleńców szybko da ci się uwieść.
- Skąd wiesz, że
napaleńców?- zapytała podejrzliwie i wybuchnęła śmiechem.- Poza tym to częściej
o tobie lub o twoich kolegów z klubu słyszałam. Wiesz jakieś afery, ta sama
dziewczyna z dwoma na raz i takie tam- machnęła teatralnie ręką.
- Nie dam ci się
sprowokować.
- Ja tobie również. I
odpuść sobie, że tamci to debile. Przynajmniej są ładniejsi.
- I dlatego im kibicujesz?
Jesteś głupia- stwierdził.
- Podnoś się z krzesła i
zapraszam za drzwi.
- Ej no, nie wiedziałem, że
się obrazisz.
- Dla twojej wiadomości
muszę iść pozałatwiać parę spraw. Głupia ja- jestem prawnikiem - odparła, a
Sergio zrobił zdziwioną minę.- I to w obcym kraju!- zawołała.- Muszę być
idiotką. No już, nie gap się tak na mnie, tylko się zbieraj. Wiem, że w
Hiszpanii często się wszędzie spóźniacie, ale ja tego nie lubię- powiedziała i
weszła na chwilę do sypialni.- Łap!- zawołała, rzucając w Sergio ubraniami.-
Wyprasowałam ci je z samego rana, a teraz się wynoś, bo naprawdę się
spóźnię.
Sergio w dalszym ciągu siedział otępiały przy stole. Ale
Alicja podeszła do niego, strzeliła w głowę i głośno się roześmiała. W końcu
wstał, ubrał spodnie i t-shirt, przeczesał włosy ręką i ruszył w stronę drzwi.
-
Dasz mi buziaka na dowiedzenia- zapytał i nachylił się nad Alicją.
- Nie- odpowiedziała
zamykając drzwi.
- Wiem, gdzie mieszkasz-
stwierdził.
- Super- rzucił i wyszła na
zewnątrz, a Sergio ruszył za nią.- Wyglądasz idiotycznie w tych okularach-
stwierdziła.
- Muszę się jakoś ukryć-
odparł gorzko.- To jak będzie z tym buziakiem?- zapytał i Alicja, pomimo tego,
że nie widziała jego oczu, wiedziała doskonale, że rozprysły w nich małe
światełka. Stanęła na palcach i cmoknęła go w policzek.
- Zadowolony?- zapytała z
pożałowaniem malującym się na jej twarzy. Sergio przyciągnął ją do siebie i
zaczął łapczywie całować. Po chwili siłowania Alicja się od niego oderwała.
- Teraz tak- uśmiechnął się
triumfalnie.
- A teraz to ty mi zejdź z
oczu. I najlepiej się nigdy więcej nie pokazuj.
- Będziesz mnie widywać z
trybun!- zawołała za nią, a Alicja obejrzała się tylko po to, aby pokazać mu
środkowego palca.
*
Alicja przybyła do biura półgodziny przed czasem. Właśnie
za półgodziny, ofiara, zajmie miejsce na podium dla świadków. Przeglądała
notatki. Kiedy zegar wybił czternastą, była bardzo zdenerwowana. Za dziesięć
minut zaczynała się, kluczowa dla jej kariery, rozprawa.
- Czas na twój debiut-
powiedziała sama do siebie i weszła na salę sądową.
- Sąd wzywa Caroline Muse.
Caroline
była niepodobna do siebie. Alicja kazała nawet założyć buty na obcasie. Jednym
z jej założeń było zmylenie ławy przysięgłych.
Caroline wkroczyła na salę pewna siebie, szła z wysoko podniesioną głowę. Zadbała o
wyrazisty makijaż. Według Alicji to też było w porządku. Nadawał jej wyglądu
dziewczynki udającej dorosłą kobietę.
Nikt w biurze nie zgadzał się z strategią obraną przez
Alicję. Być może dlatego, że było świeżo po studiach. Jednak Alicja uważała, że
jeśli polec, to tylko w obronie prawdy. Była gotowa na wszystko. „Cel uświęca
środki”.
Pierwsze pytanie padło bez jakiś zbędnych wstępów. Nieco
zszokowało to widownię, tym bardziej, ze Alicja była tutaj nowicjuszką. Później
cała rozprawa toczyła się po myśli Alicji. Nic jej nie zaskoczyło, była
świetnie przygotowana... A przynajmniej tak jej się wtedy wydawało.
Caroline odpowiadała zgodnie z prawdą.
Szczerość- tego im było trzeba.
-
Czy był tam ktoś jeszcze?- zapytała Alicja, która spodziewała się całkiem innej
odpowiedzi.
- Tak- odparła krotko.
- Proszę nam natychmiast
powiedzieć kto...- rozkazała czując, ze lada chwila i straci grunt pod nogami.
- Nie wiem, kto to był-
wzruszyła ramionami.- Wyglądał jak taki jeden- powiedziała, a oskarżony zaśmiał
się. Alicja nie miała na tyle odwagi, żeby odwrócić się w stronę ławy.
- Może go pani jakoś
opisać?- zapytała starając się, żeby jej głos wydawał się pewny.
- Wyglądał całkiem jak taki piłkarz...
Hm... pomysł na opowiadanie fajny. :)
OdpowiedzUsuńCo do drugiej części opowiadania, czyli tego jak Alicja jest w sądzie. To tam trochę zagmatwałaś, że nie wiedziałam, co do czego. I jeszcze jedna mała uwaga, na sali rozpraw nie ma widowni. :) Ewentualnie bliscy i powiązani ludzie z tą sprawą. :D
Pozdrawiam!
Czekam na kolejny!
Zapraszam do siebie: http://so--cold.blogspot.com/
Mam nadzieję, że padniesz. :D
Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły, ale bez obaw...w II rozdziale nieco wyjaśnień.;)Co do ludzi siedzących na widowni...nie będę się w tej kwestii z Tobą spierać. A na bloga oczywiście zajrzę ;)
UsuńPo dłuższych zastanowieniach, muszę przyznać ci rację, co do publiczności. ;)
UsuńPozdrawiam!
Mam pytanko czy to będzie opowiadanie o jakimś piłkarzu, jakimś znanym? A co do opowiadania to można powiedzieć że umiesz pisać. Zapraszam jutro na nowy odcinek postaram się żeby był dłuższy ale i nie obiecuję :) www.opowiadaniadlakazdego.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak, tak. I to nie jednym :D Oczywiście, że zajrzę :D
UsuńPomysł mi się podoba, czekam na kolejne rozdziały. I dzięki za komentarz u mnie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam jeszcze na Uzależnioną od Tytonia :) http://www.liefde-wera-tytonn.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Siódemka na Kuba sam meczu nie wygrasz :)
OdpowiedzUsuńhttp://kuba-sam-meczu-nie-wygrasz.blogspot.com
Zapraszam serdecznie i pozdrawiam :)